wtorek, 5 stycznia 2016

III Zemsta

Dedyk da moich dziewczynek xd
Loffki, kiski i te sprawy ;*
____________________________________

Gdzie ten głupi numer? Musi gdzieś tu być, bez niego mogę sobie tylko pomarzyć o jakiejkolwiek zemście. Szkoła nijak zareagowała, nawet jak się okazało, że ktoś wrzucił moje zdjęcia na forum internetowe tej głupiej placówki. Nic. Doyle miał tylko rozmowę w dyrekcji i nic mu nie zrobili, bo się wykręcił, że to nie jego sprawka, a ja jestem pośmiewiskiem całej szkoły. Nie dzwoniłam do rodziców, bo oni by mi nie pomogli. Nie chciałam wielkiej awantury, a taka by właśnie powstała w przypadku mojego ojca. Działam na własną rękę. Z tego co wiem to nasz uroczy buntownik ma na pieńku z rodzinką. Na początek ich poprosimy o pomoc, ale do tego potrzebuję kontaktu dlatego rano symulowałam chorobę. Tak już w tej szkole jest. Nie ma cie na pierwszej lekcji to przychodzi prefekt aby poznać przyczynę i cię tam zaciąga. Mi się udało. Przyznam, że jak się postaram to nie jestem taka zła w udawaniu. Ale wracając. Nie mam pojęcia gdzie Alicja wsadziła tą teczkę z numerami. Przeszukałam już chyba każdą półkę. Właśnie, półkę. Vico ty kretynko, przecież ona numery ma zawsze pod ręką - pomyślałam i dopadłam do szuflady biurka naszej drogiej sekretarki. Znalazłam tam teczkę naszej klasy i spis numerów do rodziców. Wzięłam jedną z małych karteczek i spisałam kontakt do jego ojca jak i matki. Z dopisków wynika, że są oni w rozjazdach, ale razem czy osobno nie wiem więc lepiej żebym miała dwa.

Alicja
- Dobrze. Tak pani dyrektor, zajmiemy się wszystkim - nagle usłyszałam głos zbliżającej się kobiety. - Proszę się nie martwić. Tak. Nie. Tak. Pani dyrektor,zajmiemy się Kiki. - Nasza sekretarka chyba nie ma łatwego życia z tą kobietą. Niestety ja teraz też nie mam łatwo. Ona mnie nie może tu zobaczyć. Nie jestem w mundurku tylko w zwykłych jeansach i za dużej bluzie, a dodatkowo papiery są na wierzchu. Muszę się jakoś ewakuować - pomyślałam, a do moich uszu dotarło ciężkie westchnięcie kobiety. - Co za babsztyl, niech ona wreszcie idzie na emeryturę - mówiła sama do siebie. - Nikt jej tu nie lubi. Ten jej głupi pies też wszystkim daje w kość. A kto ma się nim zająć? No ba że ja! Alicjo to. Alicjo tamto. A wypchaj się kobieto. - Zaśmiałam się cicho pod nosem i schowałam szybko za kanapą, która stoi na przeciwko biurka. Taka mała poczekalnia w sekretariacie do gabinetu dyrekcji, który jest obok. Nagle brunetka opadła na kanapę, która lekko poszła do tyłu. Kurcze no, jeszcze chwila i wpadnę. - Potrzebujesz relaksu Ali. Tak. Musisz się odprężyć - mówiła do siebie i prawdopodobnie wygodnie się rozłożyła. Kobieto idź sobie, muszę uciec. Niestety to nie nadeszło. Leżała dziesięć minut, nawet się nie zainteresowała stanem swojego biurka. Chwila.. Ja słyszę chrapanie? No nie mówcie, ze zasnęła - jęknęłam w myślach i zaczęłam się podnosić. Gdy już wstałam zobaczyłam śpiącą kobietę zwiniętą w kłębek. Haha.. Też bym tak chciała pracować. Zrobiłam jej zdjęcie na pamiątkę, a nóż kiedyś się przyda i szybko uciekłam. Pech chciał, że zahaczyłam o kabel telefonu, który stał wśród tych papierów i zleciał, ale się nie zatrzymałam bo hałas ją obudził i podskoczyła. Tyle dobrego, że mnie nikt nie przyłapał. Przemknęłam przez szkołę do siebie. Niestety nie miałam chwili spokoju, bo w pokoju była Melania.

- Czemu nie byłaś na lekcji? I dlaczego nie masz na sobie mundurku? - Zapytała gdy tylko weszłam i usiadłam na łóżku.

- To raczej nie twoja sprawa, prawda? Na lekcje nie poszłam, bo kiepsko się czuję - mruknęłam i położyłam się aby dodać odrobinę wiarygodności.

- Nie wyglądasz słabo. Po za tym, skoro źle się czujesz to gdzie chodziłaś?  - Uczepiła się czy co?

- Byłam zadzwonić  rodziców, a po za tym ja się nie mieszam w twoje sprawy to ty się nie mieszaj w moje - mruknęłam.

- Mogłaś równie dobrze to zrobić tutaj z komórki.

- Ale kurwa nie zrobiłam! - Krzyknęłam na nią i stanęła przestraszona. - A teraz idź sobie do Natanielka, może wreszcie się pokusi i cie przeleci! Nie mieszaj się do czegoś co cie nie dotyczy! - Po tym dziewczyna uciekła. No. Będę ją miała z głowy na jakiś czas, ale trochę nie potrzebnie wybuchłam. Trudno. Jakoś przeżyje. Wyjęłam z szafki paczkę chipsów i usiadłam wygodnie po czym wzięłam telefon i wykręciłam numer do ojca chłopaka. Bądź co bądź, oni są zazwyczaj najsurowsi. Jeden sygnał. Drugi sygnał. Trzeci sygnał. Kurde no, odbierz człowieku. Spróbowałam jeszcze raz, ale również nic. No trudno. To dzwonimy do mamuśki. Wpisałam numer i zadzwoniłam. Ona również nie odebrała. No kurna no. Czemu rodzice zawodzą zawsze gdy trzeba? Rzuciłam telefonem w poduszki i weszłam na górę. Usiadłam na pufie i patrzyłam z góry na pokój. Jeżeli oni nie wypalą to nie wiem jak inaczej. Rodzice się muszą dowiedzieć. Nie dam mu tak bezkarnie uciec. Kastiel musi dostać nauczkę.

Siedziałam tak nie wiem ile i po prostu patrzyłam na swoje łóżko. Dopiero gdy lalki wróciły się ocknęłam, ale ponieważ nie chciałam z żadną mieć styczności siedziałam dalej i dodatkowo byłam przez nie nie zauważona.

- Ale tak po prostu na ciebie nawrzeszczała? - Usłyszałam głos Peggy.

- No tak. Ja jej się normalnie pytam czemu nie była na lekcji, a ona od razu się wydarła.

- Symulantka - prychnęła.  - Pewnie po prostu wolała zostać w pokoju i coś nam zrobić lub coś w tym stylu. Przecież to dzikuska. Wszyscy to wiedza. - O.. Ciekawych rzeczy się oo sobie dowiaduję. Wychyliłam się lekko i szukałam ich wzrokiem. Siedziały na łóżku dziennikarki o siedmiu boleści. Nadal byłam nie zauważona i wpadłam na świetny pomysł. Lekko szalony, ale w końcu jestem dzikuską, prawda?

- Zakpiła sobie. Powiedziała żebym poszła o Nataniela, to może mnie w końcu, jak to ona ujęła, przeleci - mruknęła Melania.

- Pewnie sama się puszcza na prawo i lewo, a teraz wypomina, że się zakochałaś. Co prawda to frajer, ale coś ci obiecałam - usłyszała. Ja się puszczam?! Ja się kurwa puszczam!? Niech spojrzy na siostrę gospodarzyny. Niby taka zakochana w Kastielu, a codziennie z inny się liże pod schodami w holu. Nie chciałam dłużej słuchać tych bzdur i po prostu skoczyłam z balkoniku na łóżko obok nich. Wystraszyły się i zaczęły piszczeć.

- No co jest? Już tyle czasu wytrzymałyście z dziukuską - spojrzałam na nie z psychopatycznym uśmiechem. - Wszystko słyszałam Peg, wszyściutko - wstałam i zaczęłam się do nich zbliżać. Melania uciekła z pokoju, tchórz, a Peggy posunęła się dalej na łóżku. Weszłam więc na nie niczym agresywna kocica i zbliżałam się do niej. - Co jest maleńka? Czemu uciekasz? - Zaśmiałam się, a ta plecami dotknęła półki przy łóżku. Ktoś tu nie ma gdzie uciec. - Ponoć się puszczam, chętna jesteś? - Spojrzałam ciągle się tak uśmiechając na jej lekko wystraszoną twarz. - Wiesz co teraz zrobię? - Zapytałam a ta lekko pokiwała głową na nie. - Przelecę cie - powiedziałam zupełnie poważnie, zdębiała. Dotknęłam lekko jej twarzy, a ta odskoczyła jak poparzona i zleciała na podłogę. Wybuchłam śmiechem. - Hahaha! Żebyś widziała swoją minę - spojrzałam na nią śmiejąc się wniebogłosy. - Sorry, ale totalnie mnie nie pociągasz - machnęłam ręką jakbym coś odganiała przybierając lekko plastikowy ton głosu. Ta patrzyła na mnie jak na szaloną, a rację, oszalałam. Śmiałam się, a w kącikach moich oczu zaczęły pojawiać się łzy. Nagle jakby się ocknęła i wstała. - Co jest? Będziesz próbowała mnie przekonać? - Zapytałam z rozbawieniem patrząc na jej twarz. Milczała więc wstałam puszczając jej oczko, a ta natychmiast uciekła. Nie ma co, humor mi poprawiły.

Po tym jak uciekły w bardzo dobrym humorze wygrzebałam telefon spod poduszek i wykręciłam ponownie numer ojca Katiela. Odebrał, a ja niemal pisnęłam ale się powstrzymałam w ostatniej chwili. Pytał kto dzwoni i takie tam, a ja milczałam. Powiedziałam tylko nieco zniekształconym głosem, że jego syn potrzebuje interwencji w szkole i że jest naprawdę kiepsko z jego ocenami. Podziękował za informację, ale chciał wiedzieć z kim ma do czynienia. Usłyszał tylko, że przyjaciółka jego syna - co jest wiadomo bzdurą, i się rozłączyłam. Idealnie. Teraz tylko czekać aż się pojawią - pomyślałam, a potem z szerokim uśmiechem rozłożyłam się na łóżku.

*          *          *

Co za cudowny dzień. Ptaszki śpiewają, słonko świeci. Idealnie. Śniadanko też mam za sobą. Japa mi się szczerzy. Dodatkowo zbliża się weekend, jeszcze lepiej. Tylko rodziców Kastiela brakuje, ale coś czuje, że się nie zawiodę. Po tym jak ostatnio załatwiłam dziewczyny mam spokój.Chyba rozeszła się jakaś plota, bo nikt mnie nie zaczepia, ale to dobrze. Mam spokój. Czy mogło być lepiej? Jedynie Santos próbował mnie zaczepić, ale mam na niego wylane. Po prostu nie odpowiadałam, ignorowałam. Niech się stara, ale mimo, że mam dobry humor to nie będę dla niego miła. Jakoś tak..Odpycha mnie od niego, nie chcę się z nim zadawać.

Zaczęła się pierwsza lekcja. Etyka. Przesiedziałam ją w ciszy i spokoju. Temat nie był zły i się na nim dobrze skupiłam. Minęło bez problemowo. Przerwę spędziłam na holu, pod schodami. Wyjątkowo nikogo tam nie było, a ja mogłam się pouczyć z matmy, która była następna.

- Co wy tu kurwa robicie?! - Nagle przede mną stanął Kastiel, a z nim dwójka elegancko ubranych ludzi. A nie mówiłam? Zapowiada się fajny dzień. Nie widzieli mnie więc ukryta za książką swobodnie słuchałam. Oj Vico, ostatnio się za często w szpiega bawisz - pomyślałam.

- Dostałem telefon, że nie radzisz sobie w szkole! Okłamywałeś nas Kastiel! Mówiłeś, że idzie ci całkiem nieźle, a jak zobaczyliśmy twoje oceny to po prostu katastrofa! - Krzyczał jego ojciec, a matka stała z boku z poważną miną.

- Nie moja wina, że w tej zasranej szkole się na mnie uwzięli! Zachciało wam się mnie do internatu posyłać! - Uuu.. Ktoś tu chyba ma do kogoś żal.

- A co ci zrobiła ta dziewczyna? Dyrektorka nam wszystko opowiedziała. Zniszczyłeś jej mundurek i upokorzyłeś na całą szkołę - powiedziała opanowana, matka a on prychnął. - Kastiel! Gdyby były dowody to byś wyleciał ze szkoły! Tylko dlatego tu jesteś, a ona ci nie wierzy! - Wybuchła, a ja dowiaduję się ciekawych rzeczy. - Masz przeprosić..Victorię? - Spojrzała na męża, a ten kiwnął głową. - Za nowy mundurek zapłaciliśmy, ale nie myśl, że na krzykach się skończy. Masz szlaban. Oddaj telefon - wyciągnęła dłoń.

- Co?! No ty chyba żartujesz! Nie oddam ci jej! - Stawiał się.

- Oddaj telefon jak matka prosi! - Krzyknął ojciec, a uczniowie, którzy tu byli spojrzeli na nich. Haha.. Dosyć, że sprowadziłam rodzinkę to jeszcze o chłopaku będzie głośno i to nie w pozytywnym dla niego świetle. Chłopak zrezygnowany oddał telefon.

- Nie odzyskasz jej do poprawy ocen, jasne? - Powiedziała matka chłopaka, a ten posłusznie kiwnął głową. - A teraz idziemy do ciebie. Tam poznasz więcej szczegółów swojej kary. - Zaciągnęła go za ucho do góry i zniknęli. Gdy już zostałam sama wybuchłam śmichem. Patrzcie. Wielki buntownik pokonany.

~*~

- Nie bądź frajer. Idziemy. Przecież taki melanż się nie powtórzy! - Ciągnął chłopaka za rękę w kierunku wyjścia.

- Wiem, ale nie mogę. Samolot mam rano. Nie mogę zaspać - wyszarpał się.

- White, nie daj się prosić. Od kiedy ty taki grzeczny jesteś? - Podeszła do niego brunetka i zaczęła masować mu kark. Ta dziewczyna potrafiła przekonać i narobić ochoty, ale później zazwyczaj wystawiała do wiatru. Chłopak doskonale to wiedział. Zna ją bardzo długo, a jej sztuczki przestały na niego działać.

- Sorry Sabri, ale wracam do domu. To ostatni dzień w waszym towarzystwie, nie psuj mi humoru - zerknął na nią.

- No dobrze, dobrze - zabrała ręce. - Ale jak wrócimy to musimy się spotkać - wyszeptała mu uwodzicielsko do ucha.

- On i tak cie olewa, Sabrina - zaśmiał się towarzyszący im brunet z dłuższymi włosami.

- Nie prawda. Jesteś chętny, co nie misiek? - Zawisła na nim.

- Niestety kochanie. Nie jesteś w moim typie - zaśmiał się.

~*~

Zadzwonił dzwonek, a ja w bardzo dobrym humorze udałam się pod klasę. Weszliśmy do środka, ale pilnował nas prefekt. Czyżby matematykowi coś wypadło? Mi to nawet pasuje. Usiadłam sobie wygodnie i patrzyłam na tablicę. W klasie jak zwykle gadali, ale nie było jednej osoby. Tak, zgadza się. Buraczek się nie pojawił, aż uśmiechałam się sama do siebie. Po dziesięciu minutach jednak przyszedł nauczyciel i musiałam przybrać poważniejszy wyraz twarzy. Z tego co mówił to zatrzymała go dyrektorka. Czyżby gadał z rodzicami, a nawet samym czerwonowłosym?

- Gdzie jest Doyle? - Zapytał uzupełniając listę obecności. Czyli z nim nie gadał. Klasa milczała jakby nic nie wiedziała, więc postanowiłam się zabawić i podniosłam rękę.

- Kastiel jest w łazience. Dostał okresu, bo zniewieściał - powiedziałam i śmiałam się cicho pod nosem. W klasie również usłyszałam śmiech kilku osób. No proszę, czyżbym ich rozbawiła? Spojrzałam na nauczyciela. Nie lubił chłopaka i widziałam lekkie rozbawienie mimo, że za wszelką cenę chciał być poważny.

- Dziękuję za informację panno Lozano - powiedział i zamknął skoroszyt. - A tak naprawdę co z nim jest? - Usłyszałam go tuż nade mną, a gdy podniosłam wzrok stał tuż przy ławce.

- Nie wiem - wzruszyłam ramionami. - Ostatnio go widziałam jak miał duuużą awanturę z rodzicami w holu. Może jest z nimi - oznajmiłam, a ten zrezygnował z dalszego wypytywania mnie i zaczął lekcję. Dłużyła się, ale nie było aż tak źle. Kastiel nie pojawił się na niej ani na reszcie lekcji. Czyżby rodzinka aż tak zdenerwowała? Fajnie. Chociaż spokój był. Niestety nie długo. Zaraz po lekcji dopadła mnie Amber, a miałam taki dobry nastrój..

_________________________________________________

Co myślicie? Proszę o szczere opinie :)



1 komentarz:

  1. Opowiadanie i pomysł jest świetny :D Czekam na dalszy ciąg! ^^

    OdpowiedzUsuń

Chętnie poznam Twoją opinię..