- Mamy dla Ciebie ważne
wiadomości i chciałam Ci to przekazać osobiście. – Mówi to tak jakby ojciec
wygrał wybory prezydenckie. Serio. Co ją tak cieszy? – Po pierwsze. W ten
weekend zabieramy Cię do domu. Do ojca przyjeżdża bardzo ważny biznesmen z
rodziną. Od tego zależy jego dalsza kariera i musimy być wszyscy. Już mam nawet
dla Ciebie idealną kreację na ten wieczór - uśmiechała się od ucha do ucha.
- To jest ta zła wiadomość, a
dobra?
- Obie są dobre, a ta druga
zwłaszcza dla Ciebie. Pamiętasz pana White’a i jego syna Andy’ego? Oni będą u
nas w niedzielę. Pamiętam jak kiedyś byłaś blisko z tym chłopakiem dlatego nic
Ci teraz więcej nie powiem, ale chcę żebyś wiedziała, że nie wywiniesz się.
Wszyscy już wszystko wiedzą i już wszystko jest zaplanowane. – Pogroziła mi
palcem jak jakiemuś psu. Andy będzie? Jeny, dawno się nie widzieliśmy. Ostatnio
jak zerwaliśmy. Andrew był moim
chłopakiem, ale nasi rodzice nic nie wiedzieli. Przy nich zachowywaliśmy się
jak przyjaciele, bo zaraz zaczęliby planować wesele. Żadne z nas tego nie
chciało. Wystarczyła nam przyjaźń naszych rodziców. Niestety po części było to
błędem, bo pewnie gdyby ojciec chłopaka wiedział o naszym związku nie kazałby
mu nigdzie wyjeżdżać. Mimo próśb syna i tak zrobił to co chciał i odesłał go do
najlepszej szkoły w Hiszpanii. On tam, a ja tu w Meksyku. To było nie do
zrealizowania. Rozstaliśmy się mimo, że ja nie chciałam. To on podjął decyzję i
oznajmił mi to na lotnisku, przed odlotem, gdy go przytulałam ostatni raz. Łzy
po moich policzkach płynęły strumieniami, a rodzice nie wiedzieli co ze mną
jest. Musiałam kłamać i mówić, że to z powodu odjazdu mojego przyjaciela, a tak
naprawdę to było spowodowane bólem mojego serca. Po tym długo chodziłam
załamana, ale „czas goi rany” i zapomniałam. Teraz są tylko wspomnienia,
sentyment. Nie ma już tej miłości, którą go darzyłam, ale nie ma też
nienawiści. Co o nim myślę okaże się gdy go zobaczę. W niedzielę. Za kilka dni.
W moim domu.
* * *
Po wiadomości matki nie mogłam
przestać myśleć o chłopaku. Ciekawiła mnie niespodzianka, o której wspomniała
na koniec. Niestety nie zdradziła nic na ten temat i musiałam wrócić na lekcje
z zamętem w głowie. Odpuściłam sobie jednak powrót na matematykę i udałam się
do pokoju gier. Tam usiadłam przy jednym ze stolików w pobliżu stołu do bilardu
i obserwowałam trzecioklasistów, którzy się przy nich wygłupiali. Widocznie
kogoś nie ma i mają okienko. Ciekawe kogo, chociaż drogą to mnie to tak bardzo
nie interesuje. Próbuję odciągnąć swoje myśli od niedzielnego spotkania. Jak
się przy nim zachować? Co mówić? Jakie emocje mną zawładną? Nie mam pojęcia.
Będę musiała uważać, żeby nie palnąć jakiejś głupoty. Pewnie obaj się
zmieniliśmy, ale ciekawe kto bardziej. Pewnie ja. On zawsze był towarzyski i
wesoły, a ja miałam kłopoty z ludźmi. Rozmawiałam z tymi, których znałam
dłużej, a inne próby podjęcia znajomości kończyły się fiaskiem. Teraz nie
rozmawiam z nikim i jest dobrze, a przynajmniej tak mi się wydaję. Wolę tego
nie zmieniać, bo znowu mi wyskoczą ze zmianą szkoły. Dosyć, że straciłam Andy’ego
to jeszcze i resztę znajomych, bo ojciec wysłał mnie tu. Do Liceum Słodkiego
Amorisa – szkoły z internatem. Nie byłoby źle gdyby nie ci ludzie. Wszyscy
bogaci i odnoszący się z tym i tylko mały procent gnębionych przez nich
stypendystów, którzy ciężko pracują na naukę w tej szkole. Można powiedzieć, że
jestem z nimi duchem, bo pieniądze mnie nie interesują i jestem najlepsza w
klasie, zaraz po Natanielu ze wszystkich przedmiotów. Nie podlizuje się
nauczycielom jak blondyn, tylko ciężko pracuję, a nawet wykłócam z
nauczycielami przez różne incydenty z Amber, a i tak zawsze mam piątki. To
jedyny aspekt tej szkoły. Teraz jest jeszcze Santos, który chyba chce mi zrobić
na złość i łazić za mną. Jest miły i w ogóle, ale nie chcę zawierać nowych
znajomości, a tym bardziej przyjaźni. I nawet ten jego piękny uśmiech mnie nie
przekona.
Zamyślona siedziałam i spokojnie
podziwiałam krajobraz za oknem gdy zadzwonił dzwonek. Chyba czas się stąd
ewakuować, bo zaraz się zejdzie „elita” i się zacznie. Dodatkowo z tego co
powiedziała mi Violetta – bufetowa, to nasza klasa ma teraz okienko i pewnie
spędzą tutaj czas wszyscy. Ja nie muszę. Pójdę sobie posiedzieć przy basenie,
albo zaszyję gdzieś w szkole i będzie dobrze. W tym czasie zdążyłam coś zjeść,
więc głód nie będzie problemem.
Jak chciałam tak zrobiłam i z
paczką popcornu opuściłam pomieszczenie i udałam się na zewnątrz. Przy basenie
było zbyt dużo ludzi, a na dach jakoś nie miałam ochoty wchodzić, więc usiadłam
na trawie chowając się za murkiem, który jest także zabezpieczeniem przed
upadkiem z całkiem wysokiej górki, na której siedzę. Do uszu włożyłam słuchawki
i uprzednio ustawiając alarm na koniec przerwy, włączyłam muzykę. Siedziałam
tak sobie spokojnie co jakiś czas zajadając popcorn i nikomu nie
przeszkadzałam. Lekki wiatr czesał moje długie, czerwone włosy, które
naturalnie mają kolor brązu, a słońce raziło moje szare oczy i chciało dodać
koloru mojej bladej skórze. Zamyślona siedziałam i bawiłam się kolczykiem w
nosie. To taki mój mały tik nerwowy. Pamiętam jakie były problemy z przyjęciem
mnie do tej szkoły przez mój wygląd. Mój ojciec spędził sporo czasu u
dyrektorki i z nią rozmawiał. Niestety zgodziła się i jestem zamknięta z tymi
idiotami. Ehh..
Siedziałam tak zamyślona nawet
nie wiem ile i w pewnym momencie oko mi się zamknęło. Zasnęłam. Obudziło mnie
jakieś szturchanie w nogę. Jeżeli to znowu ten pies to go przetrącę. Jest
słodki i w ogóle, ale zawsze mnie budzi jak jestem w domu. Nie. Chwila, moment.
Ja przecież nie jestem w domu. Kogo tu zaniosło?! Natychmiast otworzyłam oczy i
zobaczyłam cień nad sobą. Kogoś strasznie bawiło kopanie mojej nogi i
sprawdzanie czy żyję. Serio. Przecież widać, że oddycham.
- Zostaw mnie kretynie –
warknęłam spod przymrużonych powiek. Niestety kopanie nie ustępowało.
Otworzyłam więc oczy i szybko wstałam. – Skretyniałeś!? – Krzyknęłam i stanęłam
twarzą w twarz z tym idiotą z mojej klasy. Panie i Panowie, a oto najgorsza
osoba świata. Kastiel.
- Wyglądałaś na martwą i musiałem
sprawdzić – prychnął. Kurwa serio?!
- Nie jesteś zbyt kumaty skoro
nie zauważyłeś, że oddycham – westchnęłam i wyłączyłam lecącą jeszcze w
słuchawkach muzykę, którą ledwo słyszałam, bo mi wyleciały z uszu.
- Ja nie jestem kumaty? – Uniósł
brew. – Uważaj mała, bo życia nie będziesz miała.
- W tej szkole są sami kretyni
więc mnie to nie interesuje. Nara – szybko mu zasalutowałam na odchodne i
przeskakują przez murek ewakuowałam się. Spojrzałam na zegarek. Jeszcze pięć minut do
lekcji, czas się zbierać.
Udałam się pod klasę i oparta o
ścianę obserwowałam przechodzących nastolatków. Nie chciało mi się jeszcze
wchodzić do środka z obawy o niechcianego lokatora w mojej ławce. Tak więc wybrałam
durną opcję obserwowania jak zadufani w sobie idioci wchodzą do klasy i szepczą
o mnie między sobą myśląc, że nikt nie słyszy. Błagam, jesteście tacy
przewidywalni. Ciekawe na jakich debili wychowacie w przyszłości swoje dzieci,
skoro wy nie jesteście zbyt mądrzy, że tak to ujmę – pomyślałam, a po chwili
było słychać bardzo charakterystyczny dzwonek dla naszej szkoły. Nie
przypominał on wcale tego czym był. Gdy byłam tu pierwszy dzień myślałam, że to
coś w rodzaju syreny alarmowej, dopiero później mnie i resztę nieświadomych
poinformowali, że to jest „dzwonek”. Wtedy myślałam, że ta szkoła ma tylko
kilka dziwactw, ale teraz uważam inaczej gdyż codziennie odkrywam jakieś nowe.
Moim ostatnim znaleziskiem jest Santos – masochista. Jeżeli chce spędzać ze mną
czas to niestety nic mu z tego nie wyjdzie. Jak się zdenerwuję to nagadam mu
nawet na środku korytarza aby się odczepił. Wracając. Do klasy weszłam z
zamkniętymi oczami aby tylko nie zobaczyć w swojej ławce tego gościa. Na
szczęście teren czysty. Usiadłam i czekałam na nauczyciela, a gdy wreszcie
przyszedł słuchałam jego wykładu i mazałam na marginesie kółka i serduszka. No
co? Jak ruszam ręką czy nawet palcami to lepiej się skupiam, a fakt, że są tam
serduszka wynika z mojego w miarę dobrego humoru.
Lekcja minęła, a za nią kolejne.
Cały czas uważałam żeby nie natknąć się na Santosa, ale on jakoś się do mnie nie
zbliżał. Chyba zrozumiał, że nie mam zbytnio ochoty na jego towarzystwo. Po
skończonych zajęciach z wielką ulgą rzuciłam się na łóżko w naszym pokoju
wspólnym. Nie poleżałam niestety długo w relaksującej mnie ciszy ponieważ
szybko przyszła reszta lokatorek i zaczęły między sobą marudzić jak jakieś baby
na targu. Nie chcąc słuchać ich głupot wzięłam książki i poszłam się uczyć i
odrobi lekcje w bibliotece. Oprócz mnie i bibliotekarki było kilka osób z
różnych klas, ale z mojej ani jednej. Usiadłam przy jednym z wolnych biurek w
tym wielkim pomieszczeniu i rozłożyłam swoje rzeczy.
Na nauce spędziłam jakieś dwie
godziny, potem bez kolacji udałam się do pokoju, wzięłam prysznic i położyłam
się spać. Oczywiście moje współlokatorki nie dały mi szybko zasnąć i cały czas
nadawały. Tylko Melania i Iris, ale i tak miałam dość, że też one się nie boją,
że Peggy tylko udaje, że śpi i niedługo ich sekrety może poznać cała szkoła.
Przecież to dziennikarka, a w dodatku bardzo zacięta więc wcale bym się nie
zdziwiła gdyby coś takiego miało miejsce. Przecież to są newsy. Panna idealna
alias Melania cały czas narzeka na to jak bardzo kocha Nataniela, a on jej nie
zauważa. Jest jeszcze przygłupia Iris, która bardzo często źle coś rozumie, a
jeszcze częściej nie wie o co ci chodzi. Ona znowu zaczynała temat zakupów, a
czasem coś jej się wymsknęło o Sucrette. Wielkie przyjaciółki obrabiały jej
dupę. Podobno dziewczyna ma kogoś na oku i podzieliła się tym z rudą, która z
kolei powiedziała to Melanii, ale niestety nie słyszałam imienia tego
nieszczęśnika. Jest jak jest, ale to właśnie Su najmniej grzeszy swoją
inteligencją. Rozmyślając nad tym wszystkim nawet nie zauważyłam kiedy i
wpadłam w objęcia Morfeusza.
Rano obudził mnie tak
znienawidzony przez większość ludzi niczemu nie winny budzik. Reszta
towarzystwa jeszcze pochrapywała, ale to akurat nic dziwnego. Mamy godzinę
piątą trzydzieści więc mam jakieś minimum pół godziny wolnego. Weszłam więc na
górę, wyjęłam z szafy czystą bieliznę i
drugi komplet mundurku, a potem udałam się do łazienki, w której wzięłam
poranny, zimny prysznic na przebudzenie i ogarnęłam swój wygląd. Najgorzej było
z włosami, którym chciało się sterczeć na wszystkie strony więc związałam je w
wysoką kitę. Makijaż zrobiłam lekki. Właściwie to tylko nałożyłam tylko trochę
tuszu na rzęsy i tyle. Po wszystkim opuściłam pomieszczenie i wzięłam się za
ścielenie łóżka, dopiero gdy skończyłam usłyszałam żałosne jęki dziewczyn,
które postanowiły wstać. Zanim jednak one to zrobiły ja już byłam gotowa i biorąc
to co zwykle, czyli klucze do dorobionej przeze mnie ukrytej kieszeni w
spódnicy i telefon, wyszłam do bufetu.
Na śniadanie zamówiłam sobie jak
zwykle kilka pożywnych i zdrowych kanapek, oraz mój ulubiony sok pomarańczowy.
Oprócz mnie i Violi było tutaj kilka osób, a z każdą minutą stado nastolatków
zwiększało się. Jadłam i bawiłam się telefonem przeglądając stare zdjęcia ze
mną i Andym, które z każdą zmianą urządzenia przesyłałam ze starego na nowe. To
było jedyne co prócz wspomnień mi po nim zostało dlatego tak lubiłam na nie
patrzeć. Ciekawe jak bardzo się zmienił, bo jeśli komuś bym powiedziała, że ta
urocza dziewczyna to ja, to by nie uwierzył. Jedyne co się we mnie nie zmieniło
to oczy, reszta nie ma z tą starą Vico nic wspólnego.
- Co tam przeglądasz? –
Usłyszałam nagle przy uchu i podskoczyłam przestraszona prawie dławiąc się
kanapką. – Hahaha..! Sorry, ale nie mogłem się powstrzymać – na krześle przede
mną siadał nie kto inny jak nasz masochista Santos. Przysięgam, że gdybym mogła
właśnie zabiłabym go wzrokiem. – Aż tak mnie nie lubisz, że ciskasz piorunami?
- To ty chciałeś żebym umarła na
zawał – powiedziałam poważnie i wzięłam kolejnego gryza mojej ostatniej już
kanapki. Dzięki temu może uda mi się zwiać przed tym chłopakiem.
- Najlepiej zwalić na mnie –
jęknął. – Ale dobra ja się nie będę kłócić. Nadal nie odpowiedziałaś na moje
pytanie. Co przeglądałaś?
- Zdjęcia, a co ci do tego? -
Zapytałam chowając telefon.
- To widziałem. Zauważyłem też,
że była tam dziewczyna i chłopak. Twoje rodzeństwo? – Zapytał podpierając
brodę.
- Jestem jedynaczką, a to kto był
na tym zdjęciu nie powinno cię interesować – powiedziałam i wstałam, ponieważ
skończyłam już swój posiłek.
- Co jest? Zrobiłem coś, że taka
jesteś? Jak ci pomagałem to byłaś miła – również wstał i zaczął iść za mną do
klasy.
- Może jeszcze nie zauważyłeś
albo to do ciebie nie dotarło, ale ja nie chcę tutaj zacieśniać żadnych
znajomości, ani zdobywać przyjaciół. Ta szkoła jest tak durna, że najchętniej
bym stąd poszła i nie wracała, ale nie mogę ponieważ jak nie ta to szkółka zakonnic,
a tam prędko bym sobie żyły podcięła – tłumaczyłam mijając tłumy nastolatków i
starając się zgubić chłopaka szłam na około. Niestety mój wysiłek poszedł na
marne.
- Rozumiem, ale mam jedno pytanie
– wyprzedził mnie i stanął ze mną twarzą w twarz. Nie mam za dobrego humoru
odkąd się pojawił więc niech uważa bo zaraz będzie miał guza na czole. – Masz
zamiar być taka do późnej starości? Przecież nikt cie nie zechce jeśli będziesz
taką zrzędą.
-Wybacz, ale uważam, ze posiadanie za przyjaciół - tutaj zrobiłam cudzysłów w powietrzy - ludzi, którzy myślą tylko o forsie i tego typu rzeczach nie jest moim życiowym celem. - Powiedziałam i go minęłam, ale zanim odeszłam dość daleko wpadło mi coś do głowy i odwróciłam się do niego z wrednym uśmiechem na twarzy. - Może jestem wredna, ale kopara ci zaraz opadnie. Ktoś mnie jednak chciał - puściłam mu oczko i zostawiłam zdezorientowanego na środku korytarza. Bądź co bądź, nie okłamałam go. Ktoś się mną kiedyś interesował mimo, że nie miałam łatwego charakteru. On również, ale dogadaliśmy się. Ciekawa jestem mojej reakcji jak go zobaczę. Co zrobię? Będę płakać ze szczęścia, zacznę go wyzywać czy moja twarz pozostanie niezmienna? Sama nie wiem. A jaki on będzie? Przecież oboje się zmieniliśmy. Minęło tyle czasu. Jedno jest pewne. Będę chciała z nim porozmawiać. Byliśmy blisko i chętnie dowiem się co u niego słychać, co się zmieniło na gorsze czy lepsze. Jeżeli on sam zacznie pytać to ominę trochę temat szkoły. Nie musi wiedzieć jaka sytuacja tutaj panuje. Gdyby wiedział jak się daje, to by mnie wyśmiał. Zawsze mówił "przyjaciół trzymaj blisko, a wrogów jeszcze bliżej". Śmiałam się z tego, ale kto wie.. Może bym właśnie planowała jak przemówić Amber do rozsądku znając jej słabe punkty? Możliwe..
Gdy opuściłam pomieszczenie udałam się do pokoju odwiedzin. Tam schowałam się jak poprzednio za jedną z kanap i włożyłam słuchawki do uszu. Przeczekałam resztę czasu do lekcji, a później ignorując całe otoczenie udałam się do sali. Cały dzień na szczęście miałam dzisiaj spokój, nikt się nie czepiał, nie gadał i nie miałam nieproszonego gościa w ławce jak wracałam. Normalnie idealnie, ale jak zawsze coś mi spierniczy humor. Nie może być tutaj chociaż przez chwilę normalnie?! Tylko o tyle proszę..
Po zajęciach gimnastycznych wychodziłam spokojnie jako ostatnia z szatni, gdyż tak lubię. Niestety jeszcze nigdy to się tak nie skończyło. Mój mundurek jest do wyrzucenia, a mnie czekają długie godziny mycia włosów i nie tylko. Jakiemuś debilowi zachciało się żartów i jestem cała w niebieskiej farbie. Po prostu normalnie opuszczałam pomieszczenie, a na głowę zleciało mi wiaderko pełne substancji. Miałam ochotę się popłakać jak cofnęłam się do łazienki i zobaczyłam w lustrze swój wygląd. Cała niebieska, włosy posklejane ze sobą, a ubranie pochlapane. Pojedyncza łza spłynęła mi po policzku. Zrobiłam coś komuś, że mnie tak męczą? Pytam. Jestem coś komuś winna?! Usiadłam w kącie i zwinęłam się w kłębek aby uspokoić nerwy. To na szczęście były nasze ostatnie zajęcia na dzisiaj, ale żeby dotrzeć do pokoju muszę przejść całą szkołę. Nie obędzie się bez szturchania, a coś nie mam teraz siły i ochoty sprzeciwiać się tej skretyniałej bandzie. Nie wiem czemu. Może to przez rozmyślanie White'cie? Nie wiem, w każdym razie nie jest dzisiaj ze mną dobrze.
Siedziałam tak zwinięta dobre pół godziny aż w końcu się podniosłam i zaczęłam przeszukiwać szatnie, nawet męskie. Na moje szczęście znalazła się jakaś bluza z kapturem, którą założyłam zarzucając go na głowę. Chcąc być jak zwykle niezauważona przedarłam się do drugiego skrzydła tu się mój pech skończył. Przy szafkach - Wspominałam? Nie? A to już o nich wiecie.. - stał Kastiel.
- Co tam Lozano? Komu zwinęłaś bluzę? - Zaśmiał się stojąc luźno opartym o szafkę uczennicy z młodszej klasy. Wiem to ponieważ obok jest moja, a tutaj znajdują się tylko dziewczyn, chłopcy mają po drugiej stronie.
- Nic nikomu nie ukradłam Doyle - jego nazwisko powiedziałam z taka pogardą jak tylko potrafiłam i szybko wyciągnęłam torbę z szafki. Nie chciałam prowadzić dyskusji z tym osobnikiem.
-Ale spokojnie mała, ja w pokojowych zamiarach.
- Yhym.. - mruknęłam i zaczęłam odchodzić, a on zrobił coś czego nie powinien. Pociągnął kaptur.
- Hahahaha! Co jest Vico? Kolorek chciałaś zmienić? - Wybuchł śmiechem, a ja wyrwałam mu kaptur i ponownie założyłam. - Pasuje ci mała..Hahahaha..! - Dusił się ze śmiechu przez co zaczął się zbierać tłum. jeszcze tego mi brakowało. Zaczęłam się szybko ewakuować.
- A ty dokąd? - Pojawił się jakiś koleś, którego widziałam pierwszy raz na oczy i zagrodził mi drogę. - Co tak bawi naszego przyjaciela? - Zapytał i zrzucił mój kaptur, a po tym.. No cóż, chyba nie muszę mówić jaki wstyd poczułam, bo cała szkoła zaczęła się nabijać.
- Oj Lozano, musisz bardziej uważać - zaśmiał się Kastiel, a ja nie wytrzymałam. Podeszłam, zdzieliłam go w twarz i uciekłam. Już nie zwracałam na nic uwagi. Wbiegłam do pokoju, szybko złapałam dres i kosmetyczkę po czym zamknęłam się w toalecie. Dziewczyny się coś dobijały, ale zablokowałam drzwi. Przez pierwszą godzinę po prostu siedziałam w prysznicu na zwinięta w kłębek i się trzęsłam. Płakałam. Coś pękło i nie mogłam powstrzymać łez. Dopiero wściekłe krzyki i walenie mnie wyrwało z takiego stanu. Wstałam i w ciągu półtorej godziny doprowadziłam włosy do porządku. Gdy opuściłam pomieszczenie patrzyły na mnie jak na zjawę, a ja tylko podeszłam do łóżka i się położyłam. rozpacz mi przeszła. Teraz byłam wściekła. Kto mi to zrobił? Przecież w tej chwili to oczywiste. Nagle był przy mojej szafce, zaczepił, a następnie ten koleś i kaptur. To wszystko było zaplanowane. On chciał mnie ośmieszyć. O nie Doyle.. Nie dam się łatwo. Już nie zapłaczę. Będziesz przepraszał, ale na początek coś zwykłego..
Rozdział zapychacz. Mam nadzieję, że nie jest tak zły jak uważam..
-Wybacz, ale uważam, ze posiadanie za przyjaciół - tutaj zrobiłam cudzysłów w powietrzy - ludzi, którzy myślą tylko o forsie i tego typu rzeczach nie jest moim życiowym celem. - Powiedziałam i go minęłam, ale zanim odeszłam dość daleko wpadło mi coś do głowy i odwróciłam się do niego z wrednym uśmiechem na twarzy. - Może jestem wredna, ale kopara ci zaraz opadnie. Ktoś mnie jednak chciał - puściłam mu oczko i zostawiłam zdezorientowanego na środku korytarza. Bądź co bądź, nie okłamałam go. Ktoś się mną kiedyś interesował mimo, że nie miałam łatwego charakteru. On również, ale dogadaliśmy się. Ciekawa jestem mojej reakcji jak go zobaczę. Co zrobię? Będę płakać ze szczęścia, zacznę go wyzywać czy moja twarz pozostanie niezmienna? Sama nie wiem. A jaki on będzie? Przecież oboje się zmieniliśmy. Minęło tyle czasu. Jedno jest pewne. Będę chciała z nim porozmawiać. Byliśmy blisko i chętnie dowiem się co u niego słychać, co się zmieniło na gorsze czy lepsze. Jeżeli on sam zacznie pytać to ominę trochę temat szkoły. Nie musi wiedzieć jaka sytuacja tutaj panuje. Gdyby wiedział jak się daje, to by mnie wyśmiał. Zawsze mówił "przyjaciół trzymaj blisko, a wrogów jeszcze bliżej". Śmiałam się z tego, ale kto wie.. Może bym właśnie planowała jak przemówić Amber do rozsądku znając jej słabe punkty? Możliwe..
Gdy opuściłam pomieszczenie udałam się do pokoju odwiedzin. Tam schowałam się jak poprzednio za jedną z kanap i włożyłam słuchawki do uszu. Przeczekałam resztę czasu do lekcji, a później ignorując całe otoczenie udałam się do sali. Cały dzień na szczęście miałam dzisiaj spokój, nikt się nie czepiał, nie gadał i nie miałam nieproszonego gościa w ławce jak wracałam. Normalnie idealnie, ale jak zawsze coś mi spierniczy humor. Nie może być tutaj chociaż przez chwilę normalnie?! Tylko o tyle proszę..
Po zajęciach gimnastycznych wychodziłam spokojnie jako ostatnia z szatni, gdyż tak lubię. Niestety jeszcze nigdy to się tak nie skończyło. Mój mundurek jest do wyrzucenia, a mnie czekają długie godziny mycia włosów i nie tylko. Jakiemuś debilowi zachciało się żartów i jestem cała w niebieskiej farbie. Po prostu normalnie opuszczałam pomieszczenie, a na głowę zleciało mi wiaderko pełne substancji. Miałam ochotę się popłakać jak cofnęłam się do łazienki i zobaczyłam w lustrze swój wygląd. Cała niebieska, włosy posklejane ze sobą, a ubranie pochlapane. Pojedyncza łza spłynęła mi po policzku. Zrobiłam coś komuś, że mnie tak męczą? Pytam. Jestem coś komuś winna?! Usiadłam w kącie i zwinęłam się w kłębek aby uspokoić nerwy. To na szczęście były nasze ostatnie zajęcia na dzisiaj, ale żeby dotrzeć do pokoju muszę przejść całą szkołę. Nie obędzie się bez szturchania, a coś nie mam teraz siły i ochoty sprzeciwiać się tej skretyniałej bandzie. Nie wiem czemu. Może to przez rozmyślanie White'cie? Nie wiem, w każdym razie nie jest dzisiaj ze mną dobrze.
Siedziałam tak zwinięta dobre pół godziny aż w końcu się podniosłam i zaczęłam przeszukiwać szatnie, nawet męskie. Na moje szczęście znalazła się jakaś bluza z kapturem, którą założyłam zarzucając go na głowę. Chcąc być jak zwykle niezauważona przedarłam się do drugiego skrzydła tu się mój pech skończył. Przy szafkach - Wspominałam? Nie? A to już o nich wiecie.. - stał Kastiel.
- Co tam Lozano? Komu zwinęłaś bluzę? - Zaśmiał się stojąc luźno opartym o szafkę uczennicy z młodszej klasy. Wiem to ponieważ obok jest moja, a tutaj znajdują się tylko dziewczyn, chłopcy mają po drugiej stronie.
- Nic nikomu nie ukradłam Doyle - jego nazwisko powiedziałam z taka pogardą jak tylko potrafiłam i szybko wyciągnęłam torbę z szafki. Nie chciałam prowadzić dyskusji z tym osobnikiem.
-Ale spokojnie mała, ja w pokojowych zamiarach.
- Yhym.. - mruknęłam i zaczęłam odchodzić, a on zrobił coś czego nie powinien. Pociągnął kaptur.
- Hahahaha! Co jest Vico? Kolorek chciałaś zmienić? - Wybuchł śmiechem, a ja wyrwałam mu kaptur i ponownie założyłam. - Pasuje ci mała..Hahahaha..! - Dusił się ze śmiechu przez co zaczął się zbierać tłum. jeszcze tego mi brakowało. Zaczęłam się szybko ewakuować.
- A ty dokąd? - Pojawił się jakiś koleś, którego widziałam pierwszy raz na oczy i zagrodził mi drogę. - Co tak bawi naszego przyjaciela? - Zapytał i zrzucił mój kaptur, a po tym.. No cóż, chyba nie muszę mówić jaki wstyd poczułam, bo cała szkoła zaczęła się nabijać.
- Oj Lozano, musisz bardziej uważać - zaśmiał się Kastiel, a ja nie wytrzymałam. Podeszłam, zdzieliłam go w twarz i uciekłam. Już nie zwracałam na nic uwagi. Wbiegłam do pokoju, szybko złapałam dres i kosmetyczkę po czym zamknęłam się w toalecie. Dziewczyny się coś dobijały, ale zablokowałam drzwi. Przez pierwszą godzinę po prostu siedziałam w prysznicu na zwinięta w kłębek i się trzęsłam. Płakałam. Coś pękło i nie mogłam powstrzymać łez. Dopiero wściekłe krzyki i walenie mnie wyrwało z takiego stanu. Wstałam i w ciągu półtorej godziny doprowadziłam włosy do porządku. Gdy opuściłam pomieszczenie patrzyły na mnie jak na zjawę, a ja tylko podeszłam do łóżka i się położyłam. rozpacz mi przeszła. Teraz byłam wściekła. Kto mi to zrobił? Przecież w tej chwili to oczywiste. Nagle był przy mojej szafce, zaczepił, a następnie ten koleś i kaptur. To wszystko było zaplanowane. On chciał mnie ośmieszyć. O nie Doyle.. Nie dam się łatwo. Już nie zapłaczę. Będziesz przepraszał, ale na początek coś zwykłego..
________________________________________________
Rozdział zapychacz. Mam nadzieję, że nie jest tak zły jak uważam..
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Chętnie poznam Twoją opinię..