poniedziałek, 27 czerwca 2016

V Coś nie tak, kochanie?

Otaczała mnie ciemność. Nic nie słyszałam, nic nie widziałam. Jedynie czułam. Co czułam? Ruch, którym się nie przejęłam. Milusie futerko wtulało się w moją szyję, a wczoraj się nawet nie pokazała. Niewdzięczna bestia, ale kocham ją jak głupia. Cicho mruknęłam, a ta lekko połaskotała mnie swoim ogonem. Postanowiłam otworzyć oczy, a gdy to zrobiłam natychmiast podskoczyłam wystraszona przez co futrzana kulka zleciała ze mnie, a ja poleciałam na podłogę. To co przed sobą zobaczyłam wystarczyło żebym nie wstawała. Obcy facet. W moim łóżku, a dodatkowo dziwnie się uśmiechający. No powiedzcie, kto by się nie wystraszył? Ja na pewno, zwłaszcza, że dopiero się obudziłam.

- Coś nie tak, kochanie? - Wyjrzał z szerokim uśmiechem, a ja się odsuwałam. Widząc to zaśmiał się. - Spokojnie Vico - wyciągnął dłoń.

- Coś ty za jeden? - Zapytałam niepewnie i powoli usiadłam.

- No co ty? Nie mów, że nie poznajesz - cały czas się uśmiechał. Nie mogłam oderwać wzroku od jego twarzy. Przypominał mi kogoś. Uśmiech, oczy, rysy twarzy, a nawet te jego zasrane zęby, jakkolwiek to brzmi. Kiwnęłam lekko głową na nie. - No błagam - jęknął. - Andrew, kojarzysz? - Powiedział, a mnie zatkało. Andy? Mój Andy? - Powtarzałam w myślach, a potem nie hamując się rzuciłam mu w ramiona z piskiem. Wywalił się do tyłu siedząc na łóżku przez co leżałam na nim przytulając się. On również mnie objął i chwilę tak leżeliśmy.

- Tęskniłam - szepnęłam, a ten mnie mocniej ścisnął przez co się wtuliłam.

- Ja też - usłyszałam. - Miałem być wczoraj, ale spóźniłem się na samolot i dopiero w środku nocy dotarłem do miasta.

- Nie szkodzi. Liczy się fakt, że w ogóle się pojawiłeś.

- Wyglądałaś na mnie? - Zwalił mnie i zawisł na górze z wrednym uśmiechem. Poczułam ciepło na policzkach, a w porównaniu z nim jestem malusia. Wyrósł i wyprzystojniał. Spojrzałam na jego twarz. Uśmiech i oczy wyglądają jak za dawnych lat, ale w tych niebieskich kryształkach jest coś co przyciąga do niego bardziej niż kiedyś. Nie ma już uroczego chłopca, który odjechał. Pojawił się dorosły mężczyzna, którego ciało zdobią różne tatuaże. Aż korci żeby zerwać z niego tą czarną koszulkę i każdy obejrzeć czy pomacać. Nie! Chwila! Stop! Dopiero przyjechał, a ty już go chcesz rozbierać. Spokój dziewczyno! - Strzeliłam sobie w myślach w czoło i wróciłam do rzeczywistości, a chłopak się mi przyglądał. - Halo. Odleciałaś? - Zaśmiał się lekko.

- C-Co? Nie - odezwałam się. - Zamyśliłam się tylko.

- A odpowiesz na moje pytanie? Ciekawy jestem, czy na mnie wyglądałaś.

- Wyglądałam. Ciekawiło mnie na jakiego dupka wyrosłeś - uśmiechnęłam się lekko.

- I co myślisz?

- Nie wiem. Daj mi kilka godzin na ocenienie sytuacji.

- Dobra. To po śniadaniu pokarzesz mi okolicę, nie?

- Jeśli masz smycz ze sobą. Nie chciałabym być odpowiedzialna, za to że się zgubiłeś - uśmiechnęłam się wrednie, a ten wywrócił oczami. Po chwili jednak się zebraliśmy i zeszliśmy na dół. Tam już czekali na nas ze śniadaniem. Dochodziła jedenasta, no nieźle, a taki ze mnie ranny ptaszek. Moja mama wyściskała, wycałowała i wytarmosiła poliki Andy'ego, a w przypadku ojca było to zwykłe uściśnięcie dłoni. No.. Na początku. Potem go wziął w ramiona na chwilę. Wszyscy się stęsknili i przy stole panowała ciekawa atmosfera. Rodzice wspominali, śmiali się i co chwile wypytywali chłopaka więc w spokoju zjeść niestety nie mógł. Ja byłam jeszcze w piżamce, bo nie dał mi się ogarnąć dlatego szybko zjadłam i popędziłam do pokoju ubrać się. W końcu coś innego niż mundurek. Nie jest brzydki, ale ile można ciągle w takich samych szmatach chodzić? No nawet mi się to znudziło. Podeszłam więc i zaczęłam przeglądać szafkę. Spódnica? Nie, nie lubię. Krótkie spodenki? Może kiedy indziej - zaczęłam wybrzydzać. Od kiedy ja się tak stroję?  Westchnęłam i wyjęłam bordowe spodnie i czarną bluzę z ciekawą interpretacją loga Disneya. Do tego ciemne buty nad kostkę i tyle. W łazience się ubrałam i machnęłam tuszem rzęsy, a włosy związałam w wysoką kitę. Gdy tylko weszłam do pokoju o moje nogi zaczęła się ocierać Hexa - moja kicia. Lepiej nie pytać skąd pomysł na takie imię. Wzięłam ją na ręce.

- Co mała szujo? - Podniosłam ją na wysokość twarzy siedząc na łóżku. - Widziałaś kto przyjechał? Andy, ten frajer co ci o nim opowiadałam - zaśmiałam się lekko i głaskałam kotkę na swoich kolanach.

- Frajer już zjadł i jest gotowy do wyjścia - ni z gruchy ni z pietruchy przede mną stał White.

- To chodźmy - kociak uciekł.

- Twoja kicia mnie znacznie milej traktuje niż ty - patrzył w kierunku kota.

- Nie ma się co cieszyć. Ona to robi dla własnych korzyści - poklepałam go po ramieniu mijając.

- Nie wierzę ci - szedł za mną.

- Twój wybór - wzruszyłam ramionami i zeszliśmy na dół. Powiadomiłam kogo trzeba, że wychodzimy i opuściliśmy dom. Nie miałam pojęcia gdzie iść więc po prostu spacerowaliśmy po mieście i pokazywałam mu różne zakamarki i ciekawe miejsca.

- Jak tam w ogóle u ciebie? Jak szkoła? Jacyś znajomi? Chłopak? - Zapytał gdy szliśmy ulicami miasta. Nie miałam pojęcia co powiedzieć, a przecież było wiadome, że poruszymy ten temat.

- Nie jest źle, ale szkoła z internatem nie jest szczytem moich marzeń - odpowiedziałam. Nie okłamałam go, a tylko ominęłam zgrabnie resztę pytań. Niestety tylko na chwilę.

- Na pewno. Fajni ludzie?

- Zależy jak rozumieć to fajni - westchnęłam, a on spojrzał na mnie pytająco. - Same snoby myślące o sobie - wytłumaczyłam.

-  Yhym..  -mruknął. - Czyli dobra duszyczka w tobie nadal żyje - wyglądało jakby się cieszył i wziął mnie pod skrzydło. Już miałam coś powiedzieć gdy usłyszałam ten głos.

- Victoria! - Spojrzałam w tamtym kierunku i zobaczyłam Santosa. - Cześć - poszedł do nas.

- Hejka - wymusiłam lekki uśmiech. Sorki kolego, ale nadrabiamy z Andym, a nie chce żebyś coś palnął.

- Jednak udało ci się z kimś wymknąć od rodzinki - mierzył mojego towarzysza wzrokiem.

- Nie. To między innymi z nim miałam spędzić weekend. Andy, poznaj Santosa. Santosie, to jest Andy - wytłumaczyłam, a ten spojrzał dziwnie. Zaraz potem jednak się lekko uśmiechnął i wyciągnął dłoń.

- Santos Echague, miło poznać.

- Andrew White - uścisnęli sobie dłonie. - Znacie się ze szkoły?

- Yup. Jestem jej wrzutem na tyłku - zaśmiał się brunet.

- Czym takim? - Zdziwił się Andy.

- Wrzutem na tyłku, czymś nieprzyjemnym. Kojarzysz? - Wyglądał na rozbawionego. - Twoja kuzyneczka mnie nie trawi coś, a nie wiem czemu, bo miły jestem - cały czas się szczerzył.

- Vico ma po prostu uczulenie na niektóre gatunki ludzi - zaśmiał się Andrew i na mnie spojrzał, a ja wymusiłam sztuczny uśmiech. Obecność Echague psuje mi humor.

- Zdążyłem zauważyć. Amber i jej damy dworu, albo Melania, Peggy i wszyscy inni ze szkoły. Dla mnie była z początku miła, a teraz traktuje mnie coraz gorzej - powiedział, a przez to ja czułam na sobie badawcze spojrzenie. Nic nie mówiłam, a Andy nie pytał jakby rozumiejąc, że nie chce o tym teraz gadać. Wrócił więc wzrokiem do Santosa.

- Znam się z Vico już dobre lata więc musi mieć powód kolego i prędzej czy później ci go wykrzyczy albo jakoś da do zrozumienia - poklepał go przyjacielsku po ramieniu.

- Domyślam się - westchnął. - Macie jakieś plany czy coś? Mogę dołączyć? - Co? No chyba nie. Spadaj człowieku. Nie chce cie tu. Myśl Victoria! Myśl! Mam!

- Nie obraź się Santos, ale my już wracamy do domu. Nasi rodzice na nas czekają - szybko powiedziałam nie dając dojść do słowa Andy'emu.

- Eh.. No dobra. Trudno. Następnym razem - westchnął. - Miłego dnia - pomachał i odchodził. Tak! Polazł sobie! Wewnętrznie normalnie skaczę z radości.

- Czemu spławiłaś tego biedaka? - Zapytał White gdy tylko ruszyliśmy.

- Biedaka? On tylko na takiego wygląda.

- Czyżby? Ponoć nie masz dobrych relacji z ludźmi. O co chodzi?

- O nic. Gadał bzdury. Nie słuchaj go - wzruszyłam ramionami.

- Yhym.. Skoro tak mówisz. Pamiętaj, że możesz mi wszystko powiedzieć.

- Pamiętam. Po prostu nie ma co opowiadać. Jakby się coś nie tak działo bym ci się wypłakała w ramię.

- Przecież ty rzadko płaczesz.

- No właśnie, bo się nie przejmuję. Ty też tak zrób i olej to -powiedziałam kończąc temat. Andy westchnął ciężko i już się nie odezwał. Zwiedzaliśmy dalej okolicę. Na poprawienie naszych humorów, bo obojgu Santos jakoś zaszkodził, poszliśmy do pijalni czekolady. Przytulne wnętrze, wszędzie coś powiązane z kakaowym bóstwem. Po prostu idealnie. Specjalnie usiedliśmy w kąciku żeby nikt nas nie widział i zamówiliśmy bombę kaloryczną. Ciasto, ciasteczka, czekoladę pitną jak i w tabliczce, do tego jakiś czekoladowy pudding. Wszystko co chcieliśmy. Jedliśmy, śmialiśmy się i całe nasze twarze były w czekoladzie. Jak dzieci. Kelnerka chodząca między stolikami patrzyła na nas jak na wariatów. Wesołych nastolatków nie widziała? Bywa. My właśnie nadrabiamy to czego nie było tyle czasu.

- Fleja z ciebie - śmiałam się gdy wychodziliśmy z lokalu.

- Ze mnie? To ty miałaś całą twarz w czekoladzie - potargał mnie z szerokim uśmiechem.

- Uwielbiam czekoladę. To się nie zmieni - pokazałam mu język, za który chciał mnie złapać, ale go szybko schowałam. - A ty co?! - Uniosłam się lekko, ale byłam wesoła jak nigdy.

- Nic. Złapać go chciałem - puścił mi oczko.

- Mój język jest mój. Spadaj - znowu go wystawiłam i szłam przed nim tyłem.

- Krowa ma dłuższy i uważaj bo kogoś staranujesz - śmiał się.

- Będę robić co chcę panie mądraliński. I pamiętaj, że w domu mi tatuaże pokazujesz - puściłam mu oczko.

- Zmacasz mnie?

- No pewnie. Każdy obejrzę - poruszyłam brwiami, a ten śmiejąc się pokiwał głową. Chciał coś jeszcze powiedzieć, ale zamiast tego mnie łapał, bo poczułam jak się od kogoś odbijam. - Dzięki - szepnęłam, a ten puścił oczko i pomógł mi ustać. Spojrzałam na osobę żeby przeprosić, ale zaraz mi przeszło.

- Uważaj jak łazisz cholero! To Versace! - Wściekły wzrok Amber spotkał się z moim. - O! Sierotka Marysia! Już wszystko wiadome! Zapłacisz mi za to szmato! - Wydzierała się, a jej damy dworu szukały w torebkach czegoś, bo na koszulce miała plamę po szejku truskawkowym.

- Spokojnie. Co tak krzyczysz? Po prostu na ciebie wpadła, a to się spierze - Andy mnie objął i zrobiliśmy krok do tyłu.

- Spierze!? Spierze!? Wiesz co ty mówisz człowieku!? To oryginalne ubrania! Zniszczyła je! Jak ja mam w tym chodzić!? Tu nie ma żadnych porządnych sklepów, a byle szmaty nie założę!

- Amber! - Krzyczała na niego więc wkroczyłam. - Nie wyżywaj się na nim! To ze mną masz do cholery jasnej zawsze problem! Dobra! Zniszczyłam ci tą szmatę, ale nie specjalnie! Oddam ci kasę tylko zamknij ten swój krzywy ryj, bo mi zaraz przez ciebie głowa eksploduje! - Już nie zwracałam uwagi na nic byleby się zamknęła, bo zaraz w to wszystko wplącze i chłopaka, a tego nie chcę.

- Sama masz krzywy ryj! Taka dobrą udajesz, a kto wie co masz za uszami! Patrzcie, oddaje kieszonkowe na cele charytatywne! Jestem taka święta! - kpiła sobie, a ja nie wytrzymując strzeliłam jej z liścia prosto w twarz. Blondynka złapała się za niego i spojrzała w szoku.

- Nie zadzieraj ze mną bo to jeszcze nie koniec! Victoria dopiero pokaże pazurki! Aa! - Poczułam jak tracę grunt pod nogami i nim się obejrzałam Andy mnie przerzucił przez ramię i gdzieś niósł. - Puść mnie. Niech ta flądra wreszcie usłyszy co o niej myślę. Od początku mnie gnębi! Od początku! - Biłam go po plecach, ale uparcie szedł dalej. - Andy noo.. - jęknęłam.

- A teraz gadaj co tu jest grane, bo mnie jasno okłamujesz - posadził mnie na ławce i patrzył chłodno. Nie miałam wyboru. Pod emocjami, cała wściekła opowiedziałam mu wszystko. Dowiedział się jak jest naprawdę w szkole i co tam mam. Jakie są moje relacje z ludźmi. Nie ukrywałam nic. Ufam mu całkowicie. W pewnym momencie po prostu zaczęłam mu się żalić, a oczy mnie szczypały.

- Dlatego tak nienawidzę tej szkoły - podparta rękami o kolana i z twarzą w dłoniach czułam jak siada obok i mnie obejmuje a potem opiera o siebie tuląc. - Nie mam wsparcia w nikim. W nikim. Nawet we własnych rodzicach - szepnęłam, a ten mnie pocałował w czubek głowy. Wtuliłam się. Poczułam jego perfumy. Dodawały mu tego czegoś, a lekka woń okropnych papierosów idealnie się wkomponowała. Tego mi brakowało, jego ramion, które mnie tulą i jego samego. Zawsze wiedział czego mi w danej chwili potrzeba. Znał mnie na wylot.

- Więc tym bardziej się cieszę, że jestem. Potrzebujesz tego, a ja..  
_____________________________________________________

Kolejny rozdział za nami. 
Jak było?
Podoba się?
Zmienić coś?
Czekam na wasze opinie ;)
Ps. Osobo wiadoma, obiecałaś mi coś. Skrob, skrob kochanie ;*


5 komentarzy:

  1. super opowiadanie kiedy bedziesz dodawała rozdziały ?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję. Rozdział jest w trakcie pisania. Postaram się jak najszybciej go dodać, a potem dodawać regularnie. Niestety póki co nic konkretnie powiedzieć nie mogę :/

      Usuń
  2. ANDREW <3
    Superowo, małpko.
    Pisz dalej, a dostaniesz lepszego koma.
    Ciao! :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja i mój zapłon. Dopiero się zorientowałam, że tego rozdziału nie skomentowałam XD Tak, brawa dla mnie XD
    Tak więc, ten tego, no... Bosko. I... Nieziemsko. Rewelacyjnie. Powalająco. Oszałamiająco!
    Oczywiście czekam na następny, bo po takim czasie czuję niedosyt.
    Powodzenia Misiaczku i weny ;*

    OdpowiedzUsuń

Chętnie poznam Twoją opinię..