wtorek, 22 grudnia 2015

II Dobra nowina i pech

- Mamy dla Ciebie ważne wiadomości i chciałam Ci to przekazać osobiście. – Mówi to tak jakby ojciec wygrał wybory prezydenckie. Serio. Co ją tak cieszy? – Po pierwsze. W ten weekend zabieramy Cię do domu. Do ojca przyjeżdża bardzo ważny biznesmen z rodziną. Od tego zależy jego dalsza kariera i musimy być wszyscy. Już mam nawet dla Ciebie idealną kreację na ten wieczór - uśmiechała się od ucha do ucha.

- To jest ta zła wiadomość, a dobra?

- Obie są dobre, a ta druga zwłaszcza dla Ciebie. Pamiętasz pana White’a i jego syna Andy’ego? Oni będą u nas w niedzielę. Pamiętam jak kiedyś byłaś blisko z tym chłopakiem dlatego nic Ci teraz więcej nie powiem, ale chcę żebyś wiedziała, że nie wywiniesz się. Wszyscy już wszystko wiedzą i już wszystko jest zaplanowane. – Pogroziła mi palcem jak jakiemuś psu. Andy będzie? Jeny, dawno się nie widzieliśmy. Ostatnio jak zerwaliśmy. Andrew był moim chłopakiem, ale nasi rodzice nic nie wiedzieli. Przy nich zachowywaliśmy się jak przyjaciele, bo zaraz zaczęliby planować wesele. Żadne z nas tego nie chciało. Wystarczyła nam przyjaźń naszych rodziców. Niestety po części było to błędem, bo pewnie gdyby ojciec chłopaka wiedział o naszym związku nie kazałby mu nigdzie wyjeżdżać. Mimo próśb syna i tak zrobił to co chciał i odesłał go do najlepszej szkoły w Hiszpanii. On tam, a ja tu w Meksyku. To było nie do zrealizowania. Rozstaliśmy się mimo, że ja nie chciałam. To on podjął decyzję i oznajmił mi to na lotnisku, przed odlotem, gdy go przytulałam ostatni raz. Łzy po moich policzkach płynęły strumieniami, a rodzice nie wiedzieli co ze mną jest. Musiałam kłamać i mówić, że to z powodu odjazdu mojego przyjaciela, a tak naprawdę to było spowodowane bólem mojego serca. Po tym długo chodziłam załamana, ale „czas goi rany” i zapomniałam. Teraz są tylko wspomnienia, sentyment. Nie ma już tej miłości, którą go darzyłam, ale nie ma też nienawiści. Co o nim myślę okaże się gdy go zobaczę. W niedzielę. Za kilka dni. W moim domu.


*        *         *

Po wiadomości matki nie mogłam przestać myśleć o chłopaku. Ciekawiła mnie niespodzianka, o której wspomniała na koniec. Niestety nie zdradziła nic na ten temat i musiałam wrócić na lekcje z zamętem w głowie. Odpuściłam sobie jednak powrót na matematykę i udałam się do pokoju gier. Tam usiadłam przy jednym ze stolików w pobliżu stołu do bilardu i obserwowałam trzecioklasistów, którzy się przy nich wygłupiali. Widocznie kogoś nie ma i mają okienko. Ciekawe kogo, chociaż drogą to mnie to tak bardzo nie interesuje. Próbuję odciągnąć swoje myśli od niedzielnego spotkania. Jak się przy nim zachować? Co mówić? Jakie emocje mną zawładną? Nie mam pojęcia. Będę musiała uważać, żeby nie palnąć jakiejś głupoty. Pewnie obaj się zmieniliśmy, ale ciekawe kto bardziej. Pewnie ja. On zawsze był towarzyski i wesoły, a ja miałam kłopoty z ludźmi. Rozmawiałam z tymi, których znałam dłużej, a inne próby podjęcia znajomości kończyły się fiaskiem. Teraz nie rozmawiam z nikim i jest dobrze, a przynajmniej tak mi się wydaję. Wolę tego nie zmieniać, bo znowu mi wyskoczą ze zmianą szkoły. Dosyć, że straciłam Andy’ego to jeszcze i resztę znajomych, bo ojciec wysłał mnie tu. Do Liceum Słodkiego Amorisa – szkoły z internatem. Nie byłoby źle gdyby nie ci ludzie. Wszyscy bogaci i odnoszący się z tym i tylko mały procent gnębionych przez nich stypendystów, którzy ciężko pracują na naukę w tej szkole. Można powiedzieć, że jestem z nimi duchem, bo pieniądze mnie nie interesują i jestem najlepsza w klasie, zaraz po Natanielu ze wszystkich przedmiotów. Nie podlizuje się nauczycielom jak blondyn, tylko ciężko pracuję, a nawet wykłócam z nauczycielami przez różne incydenty z Amber, a i tak zawsze mam piątki. To jedyny aspekt tej szkoły. Teraz jest jeszcze Santos, który chyba chce mi zrobić na złość i łazić za mną. Jest miły i w ogóle, ale nie chcę zawierać nowych znajomości, a tym bardziej przyjaźni. I nawet ten jego piękny uśmiech mnie nie przekona.

Zamyślona siedziałam i spokojnie podziwiałam krajobraz za oknem gdy zadzwonił dzwonek. Chyba czas się stąd ewakuować, bo zaraz się zejdzie „elita” i się zacznie. Dodatkowo z tego co powiedziała mi Violetta – bufetowa, to nasza klasa ma teraz okienko i pewnie spędzą tutaj czas wszyscy. Ja nie muszę. Pójdę sobie posiedzieć przy basenie, albo zaszyję gdzieś w szkole i będzie dobrze. W tym czasie zdążyłam coś zjeść, więc głód nie będzie problemem.

Jak chciałam tak zrobiłam i z paczką popcornu opuściłam pomieszczenie i udałam się na zewnątrz. Przy basenie było zbyt dużo ludzi, a na dach jakoś nie miałam ochoty wchodzić, więc usiadłam na trawie chowając się za murkiem, który jest także zabezpieczeniem przed upadkiem z całkiem wysokiej górki, na której siedzę. Do uszu włożyłam słuchawki i uprzednio ustawiając alarm na koniec przerwy, włączyłam muzykę. Siedziałam tak sobie spokojnie co jakiś czas zajadając popcorn i nikomu nie przeszkadzałam. Lekki wiatr czesał moje długie, czerwone włosy, które naturalnie mają kolor brązu, a słońce raziło moje szare oczy i chciało dodać koloru mojej bladej skórze. Zamyślona siedziałam i bawiłam się kolczykiem w nosie. To taki mój mały tik nerwowy. Pamiętam jakie były problemy z przyjęciem mnie do tej szkoły przez mój wygląd. Mój ojciec spędził sporo czasu u dyrektorki i z nią rozmawiał. Niestety zgodziła się i jestem zamknięta z tymi idiotami. Ehh..

Siedziałam tak zamyślona nawet nie wiem ile i w pewnym momencie oko mi się zamknęło. Zasnęłam. Obudziło mnie jakieś szturchanie w nogę. Jeżeli to znowu ten pies to go przetrącę. Jest słodki i w ogóle, ale zawsze mnie budzi jak jestem w domu. Nie. Chwila, moment. Ja przecież nie jestem w domu. Kogo tu zaniosło?! Natychmiast otworzyłam oczy i zobaczyłam cień nad sobą. Kogoś strasznie bawiło kopanie mojej nogi i sprawdzanie czy żyję. Serio. Przecież widać, że oddycham.

- Zostaw mnie kretynie – warknęłam spod przymrużonych powiek. Niestety kopanie nie ustępowało. Otworzyłam więc oczy i szybko wstałam. – Skretyniałeś!? – Krzyknęłam i stanęłam twarzą w twarz z tym idiotą z mojej klasy. Panie i Panowie, a oto najgorsza osoba świata. Kastiel.

- Wyglądałaś na martwą i musiałem sprawdzić – prychnął. Kurwa serio?!

- Nie jesteś zbyt kumaty skoro nie zauważyłeś, że oddycham – westchnęłam i wyłączyłam lecącą jeszcze w słuchawkach muzykę, którą ledwo słyszałam, bo mi wyleciały z uszu.

- Ja nie jestem kumaty? – Uniósł brew. – Uważaj mała, bo życia nie będziesz miała.

- W tej szkole są sami kretyni więc mnie to nie interesuje. Nara – szybko mu zasalutowałam na odchodne i przeskakują przez murek ewakuowałam się.  Spojrzałam na zegarek. Jeszcze pięć minut do lekcji, czas się zbierać.

Udałam się pod klasę i oparta o ścianę obserwowałam przechodzących nastolatków. Nie chciało mi się jeszcze wchodzić do środka z obawy o niechcianego lokatora w mojej ławce. Tak więc wybrałam durną opcję obserwowania jak zadufani w sobie idioci wchodzą do klasy i szepczą o mnie między sobą myśląc, że nikt nie słyszy. Błagam, jesteście tacy przewidywalni. Ciekawe na jakich debili wychowacie w przyszłości swoje dzieci, skoro wy nie jesteście zbyt mądrzy, że tak to ujmę – pomyślałam, a po chwili było słychać bardzo charakterystyczny dzwonek dla naszej szkoły. Nie przypominał on wcale tego czym był. Gdy byłam tu pierwszy dzień myślałam, że to coś w rodzaju syreny alarmowej, dopiero później mnie i resztę nieświadomych poinformowali, że to jest „dzwonek”. Wtedy myślałam, że ta szkoła ma tylko kilka dziwactw, ale teraz uważam inaczej gdyż codziennie odkrywam jakieś nowe. Moim ostatnim znaleziskiem jest Santos – masochista. Jeżeli chce spędzać ze mną czas to niestety nic mu z tego nie wyjdzie. Jak się zdenerwuję to nagadam mu nawet na środku korytarza aby się odczepił. Wracając. Do klasy weszłam z zamkniętymi oczami aby tylko nie zobaczyć w swojej ławce tego gościa. Na szczęście teren czysty. Usiadłam i czekałam na nauczyciela, a gdy wreszcie przyszedł słuchałam jego wykładu i mazałam na marginesie kółka i serduszka. No co? Jak ruszam ręką czy nawet palcami to lepiej się skupiam, a fakt, że są tam serduszka wynika z mojego w miarę dobrego humoru.

Lekcja minęła, a za nią kolejne. Cały czas uważałam żeby nie natknąć się na Santosa, ale on jakoś się do mnie nie zbliżał. Chyba zrozumiał, że nie mam zbytnio ochoty na jego towarzystwo. Po skończonych zajęciach z wielką ulgą rzuciłam się na łóżko w naszym pokoju wspólnym. Nie poleżałam niestety długo w relaksującej mnie ciszy ponieważ szybko przyszła reszta lokatorek i zaczęły między sobą marudzić jak jakieś baby na targu. Nie chcąc słuchać ich głupot wzięłam książki i poszłam się uczyć i odrobi lekcje w bibliotece. Oprócz mnie i bibliotekarki było kilka osób z różnych klas, ale z mojej ani jednej. Usiadłam przy jednym z wolnych biurek w tym wielkim pomieszczeniu i rozłożyłam swoje rzeczy.

Na nauce spędziłam jakieś dwie godziny, potem bez kolacji udałam się do pokoju, wzięłam prysznic i położyłam się spać. Oczywiście moje współlokatorki nie dały mi szybko zasnąć i cały czas nadawały. Tylko Melania i Iris, ale i tak miałam dość, że też one się nie boją, że Peggy tylko udaje, że śpi i niedługo ich sekrety może poznać cała szkoła. Przecież to dziennikarka, a w dodatku bardzo zacięta więc wcale bym się nie zdziwiła gdyby coś takiego miało miejsce. Przecież to są newsy. Panna idealna alias Melania cały czas narzeka na to jak bardzo kocha Nataniela, a on jej nie zauważa. Jest jeszcze przygłupia Iris, która bardzo często źle coś rozumie, a jeszcze częściej nie wie o co ci chodzi. Ona znowu zaczynała temat zakupów, a czasem coś jej się wymsknęło o Sucrette. Wielkie przyjaciółki obrabiały jej dupę. Podobno dziewczyna ma kogoś na oku i podzieliła się tym z rudą, która z kolei powiedziała to Melanii, ale niestety nie słyszałam imienia tego nieszczęśnika. Jest jak jest, ale to właśnie Su najmniej grzeszy swoją inteligencją. Rozmyślając nad tym wszystkim nawet nie zauważyłam kiedy i wpadłam w objęcia Morfeusza.

Rano obudził mnie tak znienawidzony przez większość ludzi niczemu nie winny budzik. Reszta towarzystwa jeszcze pochrapywała, ale to akurat nic dziwnego. Mamy godzinę piątą trzydzieści więc mam jakieś minimum pół godziny wolnego. Weszłam więc na górę, wyjęłam z szafy czystą bieliznę  i drugi komplet mundurku, a potem udałam się do łazienki, w której wzięłam poranny, zimny prysznic na przebudzenie i ogarnęłam swój wygląd. Najgorzej było z włosami, którym chciało się sterczeć na wszystkie strony więc związałam je w wysoką kitę. Makijaż zrobiłam lekki. Właściwie to tylko nałożyłam tylko trochę tuszu na rzęsy i tyle. Po wszystkim opuściłam pomieszczenie i wzięłam się za ścielenie łóżka, dopiero gdy skończyłam usłyszałam żałosne jęki dziewczyn, które postanowiły wstać. Zanim jednak one to zrobiły ja już byłam gotowa i biorąc to co zwykle, czyli klucze do dorobionej przeze mnie ukrytej kieszeni w spódnicy i telefon, wyszłam do bufetu.

Na śniadanie zamówiłam sobie jak zwykle kilka pożywnych i zdrowych kanapek, oraz mój ulubiony sok pomarańczowy. Oprócz mnie i Violi było tutaj kilka osób, a z każdą minutą stado nastolatków zwiększało się. Jadłam i bawiłam się telefonem przeglądając stare zdjęcia ze mną i Andym, które z każdą zmianą urządzenia przesyłałam ze starego na nowe. To było jedyne co prócz wspomnień mi po nim zostało dlatego tak lubiłam na nie patrzeć. Ciekawe jak bardzo się zmienił, bo jeśli komuś bym powiedziała, że ta urocza dziewczyna to ja, to by nie uwierzył. Jedyne co się we mnie nie zmieniło to oczy, reszta nie ma z tą starą Vico nic wspólnego.

- Co tam przeglądasz? – Usłyszałam nagle przy uchu i podskoczyłam przestraszona prawie dławiąc się kanapką. – Hahaha..! Sorry, ale nie mogłem się powstrzymać – na krześle przede mną siadał nie kto inny jak nasz masochista Santos. Przysięgam, że gdybym mogła właśnie zabiłabym go wzrokiem. – Aż tak mnie nie lubisz, że ciskasz piorunami?

- To ty chciałeś żebym umarła na zawał – powiedziałam poważnie i wzięłam kolejnego gryza mojej ostatniej już kanapki. Dzięki temu może uda mi się zwiać przed tym chłopakiem.

- Najlepiej zwalić na mnie – jęknął. – Ale dobra ja się nie będę kłócić. Nadal nie odpowiedziałaś na moje pytanie. Co przeglądałaś?

- Zdjęcia, a co ci do tego? - Zapytałam chowając telefon. 

- To widziałem. Zauważyłem też, że była tam dziewczyna i chłopak. Twoje rodzeństwo? – Zapytał podpierając brodę.

- Jestem jedynaczką, a to kto był na tym zdjęciu nie powinno cię interesować – powiedziałam i wstałam, ponieważ skończyłam już swój posiłek.

- Co jest? Zrobiłem coś, że taka jesteś? Jak ci pomagałem to byłaś miła – również wstał i zaczął iść za mną do klasy.

- Może jeszcze nie zauważyłeś albo to do ciebie nie dotarło, ale ja nie chcę tutaj zacieśniać żadnych znajomości, ani zdobywać przyjaciół. Ta szkoła jest tak durna, że najchętniej bym stąd poszła i nie wracała, ale nie mogę ponieważ jak nie ta to szkółka zakonnic, a tam prędko bym sobie żyły podcięła – tłumaczyłam mijając tłumy nastolatków i starając się zgubić chłopaka szłam na około. Niestety mój wysiłek poszedł na marne.

- Rozumiem, ale mam jedno pytanie – wyprzedził mnie i stanął ze mną twarzą w twarz. Nie mam za dobrego humoru odkąd się pojawił więc niech uważa bo zaraz będzie miał guza na czole. – Masz zamiar być taka do późnej starości? Przecież nikt cie nie zechce jeśli będziesz taką zrzędą.

-Wybacz, ale uważam, ze posiadanie za przyjaciół - tutaj zrobiłam cudzysłów w powietrzy - ludzi, którzy myślą tylko o forsie i tego typu rzeczach nie jest moim życiowym celem. - Powiedziałam i go minęłam, ale zanim odeszłam dość daleko wpadło mi coś do głowy i odwróciłam się do niego z wrednym uśmiechem na twarzy. - Może jestem wredna, ale kopara ci zaraz opadnie. Ktoś mnie jednak chciał - puściłam mu oczko i zostawiłam zdezorientowanego na środku korytarza. Bądź co bądź, nie okłamałam go. Ktoś się mną kiedyś interesował mimo, że nie miałam łatwego charakteru. On również, ale dogadaliśmy się. Ciekawa jestem mojej reakcji jak go zobaczę. Co zrobię? Będę płakać ze szczęścia, zacznę go wyzywać czy moja twarz pozostanie niezmienna? Sama nie wiem. A jaki on będzie? Przecież oboje się zmieniliśmy. Minęło tyle czasu. Jedno jest pewne. Będę chciała z nim porozmawiać. Byliśmy blisko i chętnie dowiem się co u niego słychać, co się zmieniło na gorsze czy lepsze. Jeżeli on sam zacznie pytać to ominę trochę temat szkoły. Nie musi wiedzieć jaka sytuacja tutaj panuje. Gdyby wiedział jak się daje, to by mnie wyśmiał. Zawsze mówił "przyjaciół trzymaj blisko, a wrogów jeszcze bliżej". Śmiałam się z tego, ale kto wie.. Może bym właśnie planowała jak przemówić Amber do rozsądku znając jej słabe punkty? Możliwe..

Gdy opuściłam pomieszczenie udałam się do pokoju odwiedzin. Tam schowałam się jak poprzednio za jedną z kanap i włożyłam słuchawki do uszu. Przeczekałam resztę czasu do lekcji, a później ignorując całe otoczenie udałam się do sali. Cały dzień na szczęście miałam dzisiaj spokój, nikt się nie czepiał, nie gadał  i nie miałam nieproszonego gościa w ławce jak wracałam. Normalnie idealnie, ale jak zawsze coś mi spierniczy humor. Nie może być tutaj chociaż przez chwilę normalnie?! Tylko o tyle proszę.. 

Po zajęciach gimnastycznych wychodziłam spokojnie jako ostatnia z szatni, gdyż tak lubię. Niestety jeszcze nigdy to się tak nie skończyło. Mój mundurek jest do wyrzucenia, a mnie czekają długie godziny mycia włosów i nie tylko. Jakiemuś debilowi zachciało się żartów i jestem cała w niebieskiej farbie. Po prostu normalnie opuszczałam pomieszczenie, a na głowę zleciało mi wiaderko pełne substancji. Miałam ochotę się popłakać jak cofnęłam się do łazienki i zobaczyłam w lustrze swój wygląd. Cała niebieska, włosy posklejane ze sobą, a ubranie pochlapane. Pojedyncza łza spłynęła mi po policzku. Zrobiłam coś komuś, że mnie tak męczą? Pytam. Jestem coś komuś winna?! Usiadłam w kącie i zwinęłam się w kłębek aby uspokoić nerwy. To na szczęście były nasze ostatnie zajęcia na dzisiaj, ale żeby dotrzeć do pokoju muszę przejść całą szkołę. Nie obędzie się bez szturchania, a coś nie mam teraz  siły i ochoty sprzeciwiać się tej skretyniałej bandzie. Nie wiem czemu. Może to przez rozmyślanie White'cie? Nie wiem, w każdym razie nie jest dzisiaj ze mną dobrze.


Siedziałam tak zwinięta dobre pół godziny aż w końcu się podniosłam i zaczęłam przeszukiwać szatnie, nawet męskie. Na moje szczęście znalazła się jakaś bluza z kapturem, którą założyłam zarzucając go na głowę. Chcąc być jak zwykle niezauważona przedarłam się do drugiego skrzydła  tu się mój pech skończył. Przy szafkach - Wspominałam? Nie? A to już o nich wiecie.. - stał Kastiel.

- Co tam Lozano? Komu zwinęłaś bluzę? - Zaśmiał się stojąc luźno opartym o szafkę uczennicy z młodszej klasy. Wiem to ponieważ obok jest moja, a tutaj znajdują się tylko dziewczyn, chłopcy mają po drugiej stronie.

- Nic nikomu nie ukradłam Doyle - jego nazwisko powiedziałam z taka pogardą jak tylko potrafiłam i szybko wyciągnęłam torbę z szafki. Nie chciałam prowadzić dyskusji z tym osobnikiem.

-Ale spokojnie mała, ja w pokojowych zamiarach.

- Yhym.. - mruknęłam i zaczęłam odchodzić, a on zrobił coś czego nie powinien. Pociągnął kaptur.

- Hahahaha! Co jest Vico? Kolorek chciałaś zmienić? - Wybuchł śmiechem, a ja wyrwałam mu kaptur i ponownie założyłam. - Pasuje ci mała..Hahahaha..! - Dusił się ze śmiechu przez co zaczął się zbierać tłum. jeszcze tego mi brakowało. Zaczęłam się szybko ewakuować. 

- A ty dokąd? - Pojawił się jakiś koleś, którego widziałam pierwszy raz na oczy i zagrodził mi drogę. - Co tak bawi naszego przyjaciela? - Zapytał i zrzucił mój kaptur, a po tym.. No cóż, chyba nie muszę mówić jaki wstyd poczułam, bo cała szkoła zaczęła się nabijać.

- Oj Lozano, musisz bardziej uważać - zaśmiał się Kastiel, a ja nie wytrzymałam. Podeszłam, zdzieliłam go w twarz i uciekłam. Już nie zwracałam na nic uwagi. Wbiegłam do pokoju, szybko złapałam dres i kosmetyczkę po czym zamknęłam się w toalecie. Dziewczyny się coś dobijały, ale zablokowałam drzwi. Przez pierwszą godzinę po prostu siedziałam w prysznicu na zwinięta w kłębek i się trzęsłam. Płakałam. Coś pękło i nie mogłam powstrzymać łez. Dopiero wściekłe krzyki i walenie mnie wyrwało z takiego stanu. Wstałam i w ciągu półtorej godziny doprowadziłam włosy do porządku. Gdy opuściłam pomieszczenie patrzyły na mnie jak na zjawę, a ja tylko podeszłam do łóżka i się położyłam. rozpacz mi przeszła. Teraz byłam wściekła. Kto mi to zrobił? Przecież w tej chwili to oczywiste. Nagle był przy mojej szafce, zaczepił, a następnie ten koleś i kaptur. To wszystko było zaplanowane. On chciał mnie ośmieszyć. O nie Doyle.. Nie dam się łatwo. Już nie zapłaczę. Będziesz przepraszał, ale na początek coś zwykłego..

________________________________________________

Rozdział zapychacz. Mam nadzieję, że nie jest tak zły jak uważam..  

wtorek, 3 listopada 2015

I Wstęp. Szkoła bogaczy.

Ta szkoła to piekło. Nienawidzę rodziców za to, że mnie tu sprowadzili. Są tu sami kretyni, którzy pokazują ile to pieniędzy mają. Ja sama nie należę do biednych, ale i tak nie toleruję takich przepychanek. Fakt, iż masz więcej niż niektórzy nie czyni z ciebie nikogo fajnego.  Dodatkowo ta dzisiejsza akcja. Jak ja mam być tutaj spokojna? Jestem tu od tygodnia, a wszyscy mnie nienawidzą. Przyczyna? Moi rodzice są przyczyną. Ojciec osiągnął szczyt swojej biznesowej kariery i im odbiło. Matka udaję jakąś damę, a on prezydenta. Chcą rządzić wszystkim i wszystkimi. Odnoszą się z pieniędzmi jak królowie. Ja taka nie jestem. Moje kieszonkowe równa się najniższej krajowej, a to dość sporo więc oddałam je na akcje charytatywną i zostałam zrugana.

Dzisiaj na lekcji etyki nie wytrzymałam i wygarnęłam klasowej laluni za co zostałam ukarana i mam napisać jakieś durne wypracowanie. To nie moja wina tylko tekstu jakim rzuciła w moją stronę, ale nauczycielka nie zwróciła uwagi na to. Zostałam dzisiaj nazwana „sierotką grosikiem”, która wszystko odda biednym. Oczywiście kretynką, która to wymyśliła jest Amber siostra przewodniczącego samorządu szkolnego Nataniela. Poparła ją Li i Charlotte a po mojej stronie nie stanął nikt. Wywiązała się niezła kłótnia, za którą JA zostałam ukarana.

Cała wściekła zaraz po lekcjach ruszyłam do biblioteki. Muszę znaleźć coś co pomoże mi napisać pracę na temat: Moralny obowiązek miłowania każdego człowieka. Mam podać do tego jakieś fragmenty książek i przykłady, a kompletnie nie wiem jak się za to zabrać. Bibliotekarka podała mi tytuły książek i poszła, a ja nie wiem gdzie szukać. Bardzo mądrze. Ehh.. Przeszukamy najwyżej całą bibliotekę.

Mija już chyba trzecia godzina, a ja dalej tu tkwię i szukam tych durnych książek. W końcu trafiłam na jakąś z tytułem „Etyka w naszym życiu” i z odrobinę weselszą miną szłam dalej. Chyba udało mi się dostać do odpowiedniego działu, bo widziałam coraz więcej publikacji o tej tematyce. Byłam po prostu przeszczęśliwa i biorąc jedną po drugiej szłam dalej. Gdy już miałam całkiem pokaźny stosik w swych rękach ruszyłam w kierunku jednego z wolnych biurek. Moja widoczność była nieco ograniczona dlatego starałam się iść tak wolno jak się tylko dało. Będąc prawie na miejscu poczułam uderzenie, a następnie ból w okolicach kości ogonowej. Z pewnością z kimś się zderzyłam, bo w między czasie usłyszałam siarczyste przekleństwo. Gdy ogarnęłam wzrokiem okolice zobaczyłam mnóstwo rozwalonych na ziemi książek. Nie ma co, będzie co zbierać, a co gorsze moje poplątały się z tymi, które niósł.. Właśnie. Kojarzę tego chłopaka, ale nie mam pojęcia kto to jest. Brunet z tatuażem na szyi i ciekawym pomysłem na noszenie szkolnego mundurka. Jestem pewna, że już go gdzieś widziałam, ale nie mogę sobie przypomnieć gdzie. Kurde, jestem aż takim odludkiem?

- Sorry, nie zauważyłem Cię – odezwał się i nim się obejrzałam wyciągał rękę w moim kierunku, abym wstała.

- Nic nie szkodzi. Ja też bym Cie nie zauważyła i stałoby się to samo – posłałam mu nikły uśmiech, chociaż moje myśli nadal błądziły nad jego imieniem.

- Możliwe – uśmiechnął się, i tu teraz sama siebie zaskoczę, słodko.  Nie powiem, przystojny jest, a uśmiech dodaje mu uroku – Ziemia do Victorii. Żyjesz? – Pomachał mi dłonią przed twarzą i dopiero się zorientowałam, że od dłuższej chwili mu się przyglądam.

-  C-Co? Ahh.. Tak. Przepraszam, zawiesiłam się.

-  Zauważyłem – poszerzył uśmiech. Błagam przestań.

-  Czy ty powiedziałeś moje imię?  - Ta, szybko jarzę, nie?

-  Serio pytasz? – Tutaj mina mu zrzedła. – Chodzimy do jednej klasy.

-  Wybacz, ale nigdy Cię nie widziałam, chociaż…

- Siedzę w ostatniej ławce, ale bez przesady. Nie jestem duchem.

- Wybacz. Nie zwracam uwagi na ludzi w tej szkole, bo większość z nich to tępe dzidy podobne do Amber.

- Dobra, przebaczam Ci Twoje grzechy przez ten wypadek, ale na przyszłość zapamiętaj.  Mam na imię Santos i jesteśmy w jednej klasie – znowu się lekko uśmiechnął i zaczął zbierać nasze książki.

- Jakiś ty łaskawy. Dziękuję – odpowiedziałam tym samym. Szczerze to nie lubię swojego uśmiechu i suszę swoje zęby bardzo rzadko. Gdy chłopak kucnął, dołączyłam do niego i razem zaczęliśmy sprzątać ten bałagan.

-  To do Twojej kary, prawda? – Zapytał pokazując mi jedną z książek.

- Tak. Przez tą lalunię dostałam pracę, do której nie wiem jak się wziąć – westchnęłam i wstałam – To chyba wszystkie. Teraz trzeba je posegregować, bo się pomieszały – powiedziałam i ruszyłam w kierunku biurka co poprzednio, a chłopak zaraz za mną.

-  Uważam, że dobrze zrobiłaś stawiając się, ale nie dziwi mnie zachowanie nauczycielki. Z tego co słyszałem to coś ją tam łączy z rodziną Amber – powiedział gdy znalazł się obok i w tym samym czasie położyliśmy książki na blacie. – Chcesz to mogę Ci pomóc z tą pracą. Tak w ramach rekompensaty za marne wstawienie się za tobą u nauczycielki – kolejny uśmiech. Czy on zawsze się szczerzy? To już jest nie do wytrzymania.

- Chętnie przyjmę pomoc. Chwila. Rozmawiałeś z tą skwaszoną babą?

- Zaraz po lekcji, bo w trakcie nie chciałem zbytnio zwracać na siebie uwagi. Podobnie jak ty unikam towarzystwa, ale nie robię sobie przy tym wrogów. To jak będzie, pomóc  Ci? Ja tutaj przyszedłem głównie przez swoje zainteresowania, a chętnie z kimś porozmawiam.

- Dobra, ale uprzedzam. Mogę być nieznośna – uśmiechnęłam się, a on prychnął. – Mało o mnie wiecie, więc uważaj – usiadłam na krześle, a on przysunął drugie i zaczęliśmy szukać w książkach. Nie mogłam się skupić i szło mi opornie, ale coś tam znajdowałam i robiłam notatki. Na początku się bulwersowałam, bo nie rozumiałam ani słowa, ale po kilku analizach wszystko zaczęło robić się jasne i Santos nabijał się ze mnie. Nie zauważyliśmy kiedy, ale bibliotekarka nas wyrzucała. Okazało się, że jest już dobrze po dziesiątej i nie będzie specjalnie dla nas jeszcze dłużej siedziała. Przeprosiłam ją i poprosiłam, abym mogła do jutra wziąć ten stosik do siebie po czym opuściliśmy pomieszczenie.

- To dokąd teraz, skoro nas wywalili? – Zapytał nagle.

- Eee.. Myślałam, żeby pójść do siebie i już samemu to złożyć w całość. Dziękuję za pomoc. Miłej nocy -  powiedziałam po czym posłałam mu ostatni uśmiech i ruszyłam do swojego pokoju.

- Jak chcesz. Dobranoc – usłyszałam jeszcze za sobą.

Do pokoju dotarłam szybko, ale na miejscu musiałam zachowywać się idealnie cicho żeby nie obudzić, którejś z współlokatorek. Nauka w szkole z internatem nie jest taka świetna jak niektórzy myślą. Takie jest moje zdanie. Trafił mi się bowiem najgorszy z pokoi. Nie chodzi tu jednak o wystrój, wszystkie są identyczne i każdy może sobie ozdobić „swoją ścianę”, ale o towarzystwo. Trafiłam na Melanie, która ciągle gada o tym durnym gospodarzynie, Peggy – dziewczyna bez skrupułów, przez co wszystkie moje szafki mają zamek na klucz, który noszę zawsze przy sobie. Bywa ona tak wścibska, że nawet do szuflady z bielizną zajrzy, aby się czegoś dowiedzieć i opublikować w szkolnej gazetce.  Jest jeszcze Iris. Kiedyś próbowałam się z nią dogadać, ale zdecydowanie ma zbyt wesołe podejście do świata i czasem jest bardzo głupiutka.  Nie rozmawiam z żadną i zdecydowanie ich unikam. W trakcie przerwy nie wolno nam chodzić do pokoi dlatego spędzam je albo na dachu, nie pytajcie jak znalazłam sposób aby tam wejść, lub w pokoju odwiedzin. W tygodniu są rzadkością więc spokojnie można się schować ze słuchawkami w uszach. I to chyba zrobię.

Położyłam wszystko na swoim biurku i poszłam się umyć. Po wszelakich zabiegach higienicznych, przebrana w pidżamę i z założonym luźno szlafrokiem opuściłam pokój. W drodze do pomieszczenia musiałam uważać, aby przypadkiem nie natknąć się na prefekta Estebana. Jest bardzo surowy i jak tylko widzi, że ktoś łamie zasady to albo zaraz daje karę, a w poważniejszych przypadkach natychmiastowa pogawędka z naszą landrynkową dyrektorką. Dosyć że nazwa tej szkoły jest debilna to jeszcze ona wyglądem przypomina Dolores Umbridge z mojej ulubionej sagi o Harrym Potterze.  Bywa miła, ale gdy ktoś ją zdenerwuje jest okropna. Mogę się założyć, że gdybyśmy mieli w świecie magię to byłaby straszną wiedźmą, która nie boi się karać uczniów podobnie jak Dolores, ale wracając. Bez żadnego problemu dotarłam na miejsce i schowałam się jak zwykle pomiędzy ścianą, a kanapą. To najbezpieczniejsza opcja. Nikt mnie nie zobaczy i mam blisko do lampki, aby ją odłączyć.

*          *          *

To wszystko mnie męczy. Szkoda, że nie zgodziłam się na pomoc Santosa. Przynajmniej miło bym spędziła czas i byłoby szybciej. Ehh.. Muszę zdążyć do rana i mieć jeszcze chwilę na sen. Niech pójdzie im wszystkim w pięty jak zobaczą, że dałam sobie radę. Musze się też jakoś odgryźć na tej kretynce, ale tak żeby za to nie oberwać i nie być podobną do reszty tych idiotów. To musi być coś z klasą. Przecież Amber codziennie coś odwala, wystarczy tylko pomóc nauczycielom złapać ją na gorącym uczynku. Muszę zacząć słuchać niestety o czym rozmawiają Ci kretyni żeby móc dyskretnie wkopać naszą elitę w tarapaty.

*         *          *

Tak pisałam i pisałam, aż nie zauważyłam kiedy zasnęłam. Po jakimś czasie czułam szturchanie w ramię, ale tylko ruszyłam ramionami i zignorowałam je. Niestety to nie ustępowało i musiałam się przekręcić na bok. Było trudno i nie wygodnie, ale udało się. Chciałam jeszcze spać, a te kretynki mnie budzą. Nie potrzebuję godziny w łazience żeby wyjść do ludzi.

- Wstawaj, bo Esteban ukarze nas obu – usłyszałam przy uchu szept.

- Może mi naskoczyć. Ja teraz odpoczywam, bo ciężko pracowałam – wymruczałam i wtuliłam się w jedną z poduszek, którą wzięłam wczoraj pod plecy.

- Victoria zaraz będzie obchód i jak Cię zobaczy to dostaniesz dodatkową karę.

- A co Cię to interesuję – warknęłam nagle odwracając się do osobnika i zderzyłam się głowami z.. – Santos? Co ty tutaj robisz? – Kretynko. Próbował Ci pomóc, a ty dla niego taka wredna jesteś.

- Właśnie oberwałem – zaśmiał się przykładając rękę w najwyraźniej bolące miejsce.

- Przepraszam. Gdybym wiedziała, że to ty, to bym tak nie zareagowała. Zapomniałam, że nie byłam w pokoju przed zaśnięciem, bo tutaj to pisałam i musiało mi się usnąć – tłumaczyłam z lekko uniesionym kącikiem ust. Jego towarzystwo źle na mnie działa. Uśmiecham się częściej niż zwykle, nie znam powodu dlaczego to robię i, co gorsza mogę się do niego przywiązać, a tego nie chcę. Prędzej czy później wszyscy mnie zostawiają, a potem ryczę. Mam mnóstwo powodów by unikać ludzi, a to jest jeden z nich.

- Właśnie widzę. I chyba nawet skończyłaś. Spójrz – pokazał mi plik ładnie zszytych kartek z moją, a właściwie to naszą pracą. Szczerze to nawet nie pamiętam jak to skończyłam i mam nadzieję, że nie pisałam głupot.

- To chyba coś brałam, bo nic nie pamiętam – zażartowałam i zaczęłam się podnosić.

- Musisz szybko się ogarnąć, bo za piętnaście minut zaczyna się Etyka. Zdążysz? – Pomógł mi posprzątać i czekał na mnie póki nie wzięłam swoich rzeczy.

-  Co? Boże, tak długo spałam? Spoko. Dam radę o ile te paniusie łazienki nie zajmują – nieelegancko ziewnęłam. – Przepraszam. Widzimy się na lekcji – pomachałam mu na pożegnanie i co sił w nogach poleciałam do pokoju starając się zdążyć i nie natknąć na prefekta. Udało się. Na moje szczęście gdy wparowałam do pokoju wszystkie wychodziły. Padło pytanie o to gdzie byłam całą noc, ale jak zwykle je zignorowałam i popędziłam do łazienki. Tam ubrałam się w mundurek i ogarnęłam na szybko. Wyglądałam jak człowiek i mogłam iść na lekcje. Wyrobiłam się tak, że zostało mi jeszcze równe pięć minut do dzwonka, ale ponieważ nie mam tutaj przyjaciół od razu weszłam do klasy i zajęłam swoje miejsce aby móc jeszcze przejrzeć swoją pracę. Wolę w razie czego pamiętać co pisałam, bo nasza szanowna nauczycielka może chcieć mnie z tego odpytać jak ją zgaszę tym, że zrobiłam to w ciągu niecałych dwunastu godzin.

Dzwonek zadzwonił i „moja klasa” zaczęła wchodzić do Sali. Niektórzy naśmiewali się ze mnie, inni ignorowali, a ta kretynka Amber jak zawsze mając w zwyczaju zwaliła coś z mojej ławki przechodząc obok. Raz to był telefon, który się rozwalił, a teraz tylko piórnik, na szczęście. Dobrze pamiętam jaką wtedy kłótnie miałyśmy. Oczywiście nie udało mi się jej przemówić do rozumu, którego nie ma i musiałam wydać pieniądze na naprawę sprzętu.

Siedziałam i w ciszy czekałam na nauczycielkę, gdy coś mnie podkusiło aby rozejrzeć się po klasie. Nigdy tego nie robiłam, ale teraz tak. Nikt nie zwracał na mnie uwagi i dobrze. Amber była otoczona przez swoje damy, Nataniel w przedniej ławce przy drzwiach dyskutował z Melanią, reszta dziewczyn również siedziała razem i rozmawiała. Dostrzegłam jeszcze grupę Kastiela, Lysandra i Rozalii. Czerwonowłosy jak zwykle był ponury, a jego przyjaciel zamyślony tylko ich towarzyszka miała szeroki uśmiech i zawzięcie coś im tłumaczyła. Kawałek od nich siedzieli bliźniacy Alexy i Armin z Kentinem i Sucrette. Chłopaki wydają się spoko, ale tylko wtedy gdy nie ma z nimi tej szatynki. Plotkara z niej straszna, a jak się uprze to nie da Ci spokoju. Podobno jakiś czas miała na pieńku z siostrą gospodarza, ale po jakiejś akcji zaczęły się ignorować. Nie interesowało mnie to, ale szczerze jej tego zazdroszczę, bo teraz blondyna jest cięta na mnie. Tak się zamyśliłam przyglądając klasie, że nawet nie zauważyłam kiedy ktoś dosiadł się do mnie. Podskoczyłam przerażona i ujrzałam rozbawionego Santosa, który znowu mógłby rozbroić mnie tym swoim uśmiechem. Serio. Dawno niczyi uśmiech mi się tak nie spodobał jak jego, a lubię obserwować ludzi. Ten wyszczerz jest chyba najbardziej szczerym jaki widziałam w ostatnim czasie.

- Jestem aż tak straszny? – Podparł się łokciem na ławce, a głowę na dłoni i obserwował mnie.

- Nie. Wybacz, ale zamyśliłam się.

- Szukałaś mnie co? – Jego uśmiech się poszerzył.

- Chciałbyś – pokazałam mu język i usiadłam prosto do tablicy. Nasza idealna nauczycielka coś się spóźnia. Nie ładnie.

- Powiedzmy, że Ci wierzę – usiadł tak jak ja i wydaje mi się, że zaczął mnie przedrzeźniać.

- Lepiej żebyś wracał do swojej ławki. Zaraz przyjdzie profesor Haydon i nie będzie takiej możliwości – powiedziałam jeszcze raz przeglądając pracę.

- Dzisiaj siedzę tutaj – chyba się lekko przesunął, bo słyszałam ruch krzesła. – Przestań już tak to sprawdzać. Na pewno dobrze Ci wyszło, przecież Ci pomagałem – zabrał mi kartki z ręki.

- Oddaj to – odwróciłam się i chciałam mu je zabrać, ale podniósł rękę do góry i tyle z moich zamiarów. Dosyć, że jest wyższy to jeszcze ma takie długie te łapska, a ja nie mam zamiaru wstawać.

- Nie. Dopiero je dostaniesz jak przyjdzie nauczycielka – pokazał mi język i schował to do swojej torby. Serio człowieku? Chciałam zobaczyć jakie bzdury tam napisałam. Co jeśli wpisałam coś w stylu „Strasznie boje się bananów” jak to mam w zwyczaju aby ktoś kto mi ukradnie pracę z komputera miał nauczkę. W prawdzie to pisałam ręcznie, ale nieświadomie mogłam to zrobić, bo przecież nie pamiętam kiedy zasnęłam i jak to skończyłam.

- Jesteś okropny – jęknęłam i położyłam się na ławce ukrywając głowę w ramionach. Usłyszałam jedynie śmiech chłopaka i ruch, a potem tylko nasłuchiwałam czy nie słychać skrzeczącego głosu Haydon. Leżałam tak spokojnie jakieś piętnaście minut, ale gdy mi się znudziło podniosłam się i o mało nie dostałam zawału. Przede mną kucał Kastiel, ale nie patrzył na mnie tylko w stronę Santosa. Dziwne, że nie słyszałam jak przyszedł, a nawet jak rozmawiali. Może mi się przysnęło.

- O śpiąca królewna wstała – zaśmiał się czerwono włosy, a ja kompletnie go ignorując spojrzałam na swój zegarek. – Raczej nie przyjdzie. Przed chwilą byłem na przeszpiegach i ma pogawędkę z dyrektorką.

- Aha. Fajnie, że się namęczyłam na darmo – westchnęłam. – Santos, mógłbyś mi to oddać? – Zwróciłam się do chłopaka.

- Już oddałem. Jest w twoim plecaku – odpowiedział i spojrzał na naszego towarzysza. – Chciałeś coś?

- Taa.. Pogadać, ale skoro panienka od grosików się obudziła to złapie Cię na przerwie – puścił oczko i z wrednym uśmieszkiem wrócił do swojego towarzystwa.

- Panienka grosik? – spojrzał na mnie z uniesioną brwią. No nie mów, że nie znasz mojej legendy. Nie mam zamiaru jej opowiadać, bo to wymyślona historyjka przez tą bandę.

- Przecież dokuczają mi z tego powodu. Nie udawaj, że nie wiesz.

- Coś tam słyszałem, ale nic nie rozumiem. Są dla Ciebie wredni bo dajesz kasę na cele charytatywne? To idiotyzm. – Zdaje mi się, czy on się lekko zdenerwował? Nie. Na pewno nie. Po prostu myśli tak jak ja o tych kretynach.

- Idiotyzm, ale nie chcę o tym rozmawiać. I tak już się na nas dziwnie gapią i rozsieją nowe plotki, bo ze mną się zadajesz – powiedziałam lekko rozglądając się po klasie. Prawie każdy zerkał w naszym kierunku i wszyscy szeptali coś do siebie. Ciekawe co wymyślą. Ta kreatywność czasem mnie zadziwia.

- Trudno. Ja i tak nie należę do żadnej z grup. Jestem takim samotnikiem jak ty, ale jak już mówiłem nie robię sobie wrogów i staram się normalnie rozmawiać z ludźmi. Mogą nawet myśleć, że jesteśmy parą. Nie interesuje mnie to. Może nawet uda nam się ich pozbyć – mówiąc to patrzył się na tablicę i szeroko uśmiechał, a ja myślałam nad każdym jego słowem. Ten to dopiero ma olewkę na wszystko. Nie przeszkadzałoby mu? Ciekawe, ale znając ich będą bardziej kreatywni.

- Jak wolisz, ale potem nie zganiaj winy na mnie – powiedziałam i znowu się położyłam. Pech chciał jednak, że w tym samym momencie przyszła moja ukochana nauczycielka. Czujecie tą moją miłość do niej? Nie? Fakt, ja też.

- Widzę, że panienka Lozano chce jeszcze jedną pracę, bo nam tutaj usypia – jak zwykle się przyczepiła. Kobieto, nie ma tu nikogo innego?

- Stęskniłam się za panią – uśmiechnęłam się sztucznie i zaczęłam grzebać w plecaku. Po chwili znalazłam swoją pracę.

- A panicz Santos co tutaj robi? – Spojrzała na chłopaka spod swoich okularów.

- Siedzi – odpowiedziałam za niego, ale tak aby mnie nie usłyszała. Nie chcę się znowu z nią kłócić, bo ma swoje beznadziejne zasady.

- Pomyślałem, że koleżanka czuje się samotna to się dosiadłem.

- Jakiś ty uprzejmy. Wolę jednak by ta osoba siedziała sama.

- Nie widzę ku temu powodów. Tak więc pani pozwoli, że dzisiaj już zostanę tutaj – uśmiechnął się do niej co ją widocznie zdenerwowało, ale nic nie odpowiedziała i zaczęła sprawdzać listę. Po tym ja wstałam i podeszłam do biurka.

- Co Cię sprowadza? Chcesz odpowiadać? Przykro mi, ale nie mam czasu – powiedziała patrząc w dziennik i wpisując jakiś temat.

- Nie. Mam dla pani tą pracę, którą ktoś inny powinien napisać – posłałam jej szeroki uśmiech i położyłam kartki na biurku po czym wróciłam do siebie. Santos się do mnie uśmiechał, Amber rzucała piorunami, a reszta klasy dziwnie gapiła. Nauczycielka była w szoku i zaraz wzięła moją pracę i zaczęła czytać bardzo dokładnie przez co znowu minęła nam lekcja i zadzwonił dzwonek. Zadowolona z siebie spakowałam się i miałam wychodzić gdy zatrzymała mnie i kazała zostać. Wiedziałam, że się przyczepi. Wiedziałam!

- Tak? – Podeszłam do niej.

- Bardzo ładnie napisana praca. Gratuluję – posłała mi delikatny uśmiech, a mnie zamurowało. Ona potrafi być dla mnie miła? – Ciekawa jestem czy coś z tego pamiętasz, ale nie będę cie pytać bo jeszcze bardziej mnie znienawidzisz. Sama to pisałaś? Pani z biblioteki mi dzisiaj rano mówiła, że musiała wyrzucić jakiś uczniów, którzy się uczyli z etyki.

- W szukaniu informacji pomógł mi Santos, a resztę sama zredagowałam – odpowiedziałam beznamiętnym tonem.

- Praca jest świetna dlatego dostaniesz szóstkę, a skoro Santos Ci trochę pomógł to mu również wstawię piątkę. Z tymi ocenami mu się to przyda. Zgadzasz się?

- Eee.. Tak – odpowiedziałam nieco zbita z tropu. Nauczycielka tylko wpisała co powiedziała i powiedziała, że mogę iść. Zrobiłam to z wielką chęcią i wbrew regułą poszłam do pokoju po książki, które zaraz zaniosłam do biblioteki i podziękowałam kobiecie. Niestety nie miałam czasu na zjedzenie śniadania od rana i musiałam pędzić na kolejną lekcję, którą była matematyka. Wtedy w mojej ławce znowu zobaczyłam Santosa. Uwziął się na mnie czy co? Ja chcę się trzymać od ludzi z daleka. – To podchodzi pod nękanie – powiedziałam stojąc przy swojej ławce.

- Hm? Ja Cie nękam? – Spojrzał jak na kretynkę. – Chcę tylko z tobą usiąść. No chyba, że mi nie wolno. Wolno?

- Jestem przyzwyczajona, że siedzę sama, ale jak chcesz to siedź – minęłam go i usiadłam na swoim krześle. Chłopak coś tam mruknął, ale nie wiem co i zaczął się rozpakowywać. Ja postanowiłam z tym jeszcze zaczekać. Może znowu będziemy mieli to szczęście i nauczyciel nie przyjdzie.

*          *          *

Chyba zostanę wróżką, bo przewidziałam, że nie będę miała lekcji. Przyszła po mnie Alicja – szkolna sekretarka, i powiedziała, że czekają na mnie rodzice. Nie byli oni w pokoju odwiedzin, a w moim pokoju, co było bardzo dziwne. Odwiedzają mnie raz na miesiąc, a ostatnio byli tydzień temu. Coś musiało się stać. Niepewnie weszłam do pokoju i ujrzałam jedynie matkę. Po ojcu śladu nie było. Elizabeth – bo tak ma na imię, jak zwykle odstawiła się jak na pokaz mody i zachowywała jak dama, co strasznie mnie w niej irytuje. Gdy mnie zobaczyła podbiegła do mnie na palcach i zaczęła ściskać. Jestem pewna, że zostanie mi ślad po jej tapecie na twarzy lub jak zwykle na mundurku.

- Witaj kochanie. Stęskniłaś się? – Zapytała gdy w końcu mogłam swobodnie oddychać.

- Cześć. Byliście tydzień temu, więc nie – odpowiedziałam beznamiętnym tonem. Moja matka wie czemu taka jestem, więc już nawet mnie nie karci, bo nie warto, ale przy ojcu muszę udawać ułożoną panienkę z dobrego domu. Może pochodzę z odrobinę zamożniejszej rodziny, ale nie prosiłam się o to. Wolałabym być stypendystką, które też się tutaj uczą.

- Jak zwykle bardzo miła – zaśmiała się i usiadła na łóżku Peggy, które stało obok mojego.

- Co się stało, że przyjechaliście? – Zapytałam wprost patrząc jej w oczy.

- Mamy dla Ciebie ważne wiadomości i chciałam Ci to przekazać osobiście. – Mówi to tak jakby ojciec wygrał wybory prezydenckie. Serio. Co ją tak cieszy? 


________________________________________________________

A oto i pierwszy rozdział tegoż opowiadania. 
Jak się podoba?
Proszę o szczere opinie :)
Mówiłam, że jakoś w listopadzie coś tu się pojawi to proszę. Kolejny rozdział jeszcze nie wiem kiedy dam ponieważ muszę nanieść pewne poprawki, ale jest on gotowy :)
Dedyk dla:
Emiś :*
Olci :*
i mojej Gabrychy, a dobra niech będzie.. Gabi :*

niedziela, 30 sierpnia 2015

Witam ;3

Siemanko! Monice odbiło i zakłada drugiego bloga! Tak, zgadza się. Mam jeszcze jednego w podobnej tematyce, ale to później. Teraz tak w skrócie o czym będzie tutaj...

Mam szczerą nadzieję, że chociaż jedna osoba zrozumie o co mi chodzi ponieważ będzie to pewne połączenie. Jeżeli ktoś oglądał ZBUNTOWANYCH to wie jak mniej więcej wygląda szkoła i kojarzy uczniów, a jak nie to szkołę macie w zakładce u góry. Będzie to głównie historia, która utworzyła mi się w głowie połączona z grą przeglądarkową o nazwie Słodki Flirt. Mam nadzieję, że kogoś to zainteresuje. Niestety nie potrafię opisywać, wszystko wyjdzie w praniu jak to się mówi. 

Blog już założyłam i jest on otwarty, ale pojawienie się pierwszego posta z historią jest zaplanowane na przyszłość. Dokładnie nie wiem jak daleką, ale może listopad. Wiem. Dużo czasu, ale muszę uporządkować mojego pierwszego bloga, którego chamsko zastawiłam bez rozdziałów z powodu barku weny na niego. Co do tego opowiadania to właśnie ono zabiera mi czas i pomysły. Nie mogę się wziąć do pracy tam, bo mi nie wychodzi to piszę na przód tutaj.

Mam nadzieję, że kogoś zainteresują moje wypociny ;3
Do następnego ;)